Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 31 sierpnia 2012

609. Dzień blogu, nie bloga!





Zastanawiam się kiedy szanowni pracownicy Onetu nauczą się poprawnie odmieniać rzeczownik "blog" przez przypadki. Chyba (?) nikt nie mówi "dzień lista" tylko "dzień listu", czy też "dzień torta", lecz "dzień tortu". Dlaczego więc "blog" ma być wyjątkiem?

A tak wracając do wyżej wymienionego portalu, może - w ramach solidarności blogerów, zaczniemy pisać nie do "redakcji Onetu", lecz "redakcji Oneta"?

608. Staranowana, bez cytrynki


Cały dzień na nogach. Nie wiem ile kilometrów zrobiliśmy z Mężem, ale sporo. Oczywiście prawie w ostatniej chwili przypomniało mi się, że nie mam jeszcze kilku drobiazgów, no i nie było wyjścia - jak mus, to mus. W drogę. Na piechotę. Na całe szczęście Dyrektor Wykonawczy jest już na urlopie, więc PRAWIE obeszło się bez stresogennych zdarzeń. Nie licząc dwóch.

Naprawdę niewiele brakowało, a zostałabym przejechana samochodem przez kierującą nim panią, która nie zważała wcale na to, że jedzie środkiem chodnika, a na zwróconą jej przez Męża uwagę, zrobiła wielkie oczy ze zdumienia. Pierwszy raz jak żyję widziałam taką sytuację, żeby podjeżdżać pod same drzwi sklepu - bynajmniej nie od strony ulicy. Pani była zdrowa - przynajmniej na ciele, bo z głową na bank musiała mieć coś nie tak.

Druga, w porównaniu do pierwszej, była błahostką. Kupiłam wreszcie cytrynowy T-shirt, którego szukałam od kilkunastu dni. Zapakowany w torebkę foliową, został przeze mnie z niej wyciągnięty po kilku godzinach, bo tyle nie było nas w domu. Na jego przodzie ujrzałam jasnofioletowe zacieki. Sytuację błyskawicznie uratował Mąż, który rzutem na taśmę wybiegł z domu, wsiadł do autobusu i zdołał jeszcze wymienić felerny egzemplarz. Co prawda na beżowy, bo moja cytrynka była niestety ostatnią. "Lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu" - cieszę się zatem z tego, co mam.

czwartek, 30 sierpnia 2012

607. Z fotela dentystycznego


Jeszcze nigdy nie miałam takiego szczęścia jak dzisiaj. Tu muszę wspomnieć, że pacjenci zapisani na godziny popołudniowe zwykle muszą czekać dłużej na swoją kolej, bo jest czasem spora obsuwa. Tak już bywa jak delikwent siada na fotel i okazuje się, że trzeba wypełnić dodatkowy ubytek, a że mój stomatolog jest osobą bardzo solidną i jak zaczyna, to musi skończyć, więc oczekiwanie przedłuża się do godziny albo nawet półtorej.

Ledwo usiadłam w poczekalni, a dosłownie za chwilę zostałam zaproszona do środka. Tak po prostu. Od razu. Nie dałam rady ukryć zaskoczenia. A potem zajął się mną pan doktor, który szybciutko uporał się z kamieniem, dokonując skalingu i kiretażu otwartego (nie martwcie się jak nie wiecie o co chodzi - też musiałam posiłkować się wujkiem Google - szczególnie w tym drugim przypadku). Ubytków zero, więc uboższa o 200 złotych, ale bogatsza o kilka próbek nowej pasty na moje dolegliwości z kieszonkami, udałam się do drogerii celem zakupienia zaleconego mi płynu do płukania jamy ustnej.

Do tego konkretnego stomatologa trafiłam w 1996 roku i nigdy nie zdradziłam go z żadnym innym. Jestem wierna, zadowolona i - co najważniejsze - żadna wizyta nie kojarzy mi się ze strachem, czy stresem. Wręcz przeciwnie - bardzo lubię do niego chodzić i idę tam z uśmiechem na ustach. Zawsze. 

środa, 29 sierpnia 2012

606. Zamach


Kiedy spytałam Męża co mamy dziś na obiad, z uśmiechem na ustach odparł "naleśniki z serem", po czym poszedł do sklepu po potrzebne produkty. Wypakował wszystko z siatki, a potem jakoś cicho się zrobiło.

Próbowałam zaglądać do kuchni, bo mój nos wyczuwał coś dziwnego, ale za każdym razem Dyrektor Wykonawczy mnie z niej grzecznie, acz stanowczo wypraszał. Kątem oka dojrzałam jakiś bliżej nieokreślony placek na patelni.

Wreszcie mogłam zasiąść przy stole i skosztować pionierskiego dzieła kulinarnego Męża. On sam nie jadł, tłumacząc, że zrobił to wcześniej. No to dopiero nabrałam podejrzeń, bo przecież zawsze jemy obiad razem.

Nadszedł czas na ocenę organoleptyczną. Słuchowo było zdecydowanie zbyt cicho. Dotykowo bałam się utłuścić. Wzrokowo było grubo, dziurawo i żółto. Smakowo było nijak. Węchowo było znośnie.

Porażka na całej linii - do której po męsku przyznał się Dyrektor Wykonawczy, a ja potwierdziłam, prosząc, by już nigdy nie smażył naleśników albo udał się na korepetycje do swojej teściowej.

Wyszliśmy z domu razem, bo chcieliśmy jeszcze iść na spacer. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ból żołądka, który mnie dopadł kilkaset metrów od domu. Ledwo dojechałam do fryzjerki, z którą byłam umówiona. Uratowała mnie czarną, gorzką herbatą, którą u niej wypiłam.

Tłuszczu zjadłam dziś tyle, że teraz siedzę i wcinam sucharki. Mężowi - o dziwo - nic nie dolega. Zaczynam mieć poważne wątpliwości czy przypadkiem nie byłam królikiem doświadczalnym, albo - co gorsze - może był to sabotaż ze strony Dyrektora Wykonawczego i zamach na moje zdrowie.

wtorek, 28 sierpnia 2012

605. Dwa na "s"


Co za sny... Żebym we śnie chodziła wszędzie ze szczoteczką w ustach i myła nią zęby - nerwicą natręctwo mi to trąci. A potem zabiłam takiego ogromnego pomarańczowego pająka. Nawet nie wiem czy takie istnieją.

No i ten smutek, który się pojawił. Wiadomo skąd. I wiadomo po co. Posiedział, przytuliłam go i poszedł dziś sobie. Może odwiedzi kogoś z Was? Nie przepędzajcie go. Dajcie mu jeść i pić. Sen też dobrze mu zrobi.

A to tak dla przypomnienia - klik.

604. Przedwyjazdowa atrakcja gratis


Już od pewnego czasu obserwuję dziwną prawidłowość i zastanawiam się dlaczego akurat w piątek wieczorem albo w sobotę rano zaczyna mnie boleć ząb. Jak ostatnio. I to tak, że pojawiła się w pakiecie jeszcze migrena, ból serca, a także podwyższona temperatura. Wzięłam pastylkę i ucichło.

W sobotę rano obudziłam się, a między mną i Mężem znowu leży on. Ból. Kolejny proch i przeszło. Na tyle, że obecnie odczuwam leciutkie ćmienie, które tylko delikatnie przypomina mi o zębie.

Jako że w poniedziałek czeka nas wyjazd do Gdańska, a spędzanie urlopu na poszukiwaniach gabinetu dentysty w obcym mieście do przyjemności wakacyjnych nie należy, zadzwoniłam wczoraj do mojego stomatologa, z którym związana jestem od szesnastu lat wiertłem i innymi narzędziami tortur.

Zostałam przepytana na okoliczność rodzaju bólu, a z tym zawsze mam problem, bo nie za bardzo potrafię nazwać czy jest piekący, ssący, tępy, rwący, itp., itd. Ze szczegółami w postaci kiedy boli, poszło już łatwiej. Po wysłuchaniu pytań z gatunku: zimno, ciepło, nacisk, dotyk, widok, zapach, itp., itd., zostałam wysłana do pracowni RTG celem zrobienia fotki delikwentowi.

Zdjęcie w kopertce zaniosłam do gabinetu. Okazało się, iż na szczęście żadnych cieni nie ma, ale że ponoć jakaś tam kość się obsunęła, a w związku z tym powiększyła się jakaś tam kieszonka, więc kamień nazębny ma więcej miejsca do zagospodarowania. I powoduje ból. A że generalnie nie dość, że jestem nadwrażliwą osobą, to i moje szyjki też są takie (wiadomo - "jaki pan, taki kram"), więc nie ma się co dziwić. Specjalne pasty są normą na mojej półce, zatem ratuję się jak mogę.

Dzisiaj wreszcie udało mi się umówić na wizytę - co prawda dopiero na czwartkowe popołudnie, ale i tak dobrze, że przed wyjazdem, bo stomatolog, do którego chadzam, ma takie obłożenie, że szpilkę trudno wcisnąć, a co dopiero taką babkę, jak ja.

603. Trzy wnioski


Gdybym miała taki jeden przełącznik, byłoby mi lżej, ale że go nie mam, to sobie muszę (i nawet chcę) radzić sama. Raz się uda, a raz nie. Przynajmniej nie przerzucam na nikogo odpowiedzialności. Co najwyżej potruję innym. Jak wczoraj. Parze mieszanej, która mimo iż się wcale nie zna, doszła do tych samych wniosków. Przynajmniej w pierwszym przypadku.

Martwienie się na zapas - oto, co mi dolega. Żebym ja tego wcześniej nie widziała u siebie, ale przecież od dawna mam świadomość problemu. Czasem jestem na siebie zła, że nie daję rady. Czasem bardzo siebie nie lubię, że wciąż nie potrafię mieć własnych myśli i odczuć pod kontrolą.

No właśnie - i tu i pojawia się problem numer dwa, czyli poczucie, że są kwestie, których nigdy nie będę w stanie skontrolować. Skoro ze sobą idzie mi nieraz jak po grudzie, a co dopiero mówić na przykład o takim rozkładzie jazdy PKP, który znowu uległ zmianie i po raz kolejny skończyło się na sprawdzaniu pociągów z Gdańska do Malborka i Pruszcza. A przecież wszystko ładnie miałam zapisane w notesie. Trzeba było pokreślić i jest brzydko, czyli nie tak, jakbym chciała. Miałam na to wpływ? Nie. Moja to wina? Nie. A kto się martwi? Ja. Po co? Nie wiem.

A na deser - "certolenie się z ludźmi". I zbytnie przejmowanie się problemami tych ze świata wirtualnego, a przecież "nie warto". Bo czasem powinnam huknąć z grubej rury i posłać kogoś na drzewo prostować banany albo zarzucić innym, jeszcze mniej cenzuralnym tekstem, żeby ten, czy ów się ode mnie odstosunkował. Ale jestem za miękka, więc inną część ciała powinnam mieć twardą. Uczę się jednak od mistrza, więc jest szansa, że to się zmieni. Nie zdziwcie się zatem pewnego dnia. To nie groźba, to obietnica.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

602. Smutno mi, Boże


"Smutno mi, Boże! – Dla mnie na zachodzie
 Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
 Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
 Gwiazdę ognistą...
 Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,
 Smutno mi, Boże!" (...)

Juliusz Słowacki

niedziela, 26 sierpnia 2012

601. Cienka czerwona linia


Wczoraj Mąż namówił mnie na obejrzenie filmu "Gattaca - Szok przyszłości". Przyznam, że na początku się trochę opierałam, bo nie lubię obrazów z gatunku science-fiction, ale Dyrektor Wykonawczy uspokoił mnie, że moje obawy są nieuzasadnione. Dałam się przekonać i nie żałuję. Wręcz przeciwnie.

To, co jeszcze kilkaset, czy kilkadziesiąt lat temu wydawało się być totalnie nieosiągalne, niemożliwe i pozostawać w sferze wyobraźni, obecnie należy już do codzienności. Jak choćby radio, telewizor, telefon stacjonarny, czy komórkowy, komputer, odtwarzacz mp4, aparat cyfrowy i wiele, wiele innych. Tyle w kwestii technologii i jej gadżetów.

Wracając do samego filmu... Poczęcie dziecka może nastąpić na dwa sposoby - drogą naturalną albo drogą genetycznej modyfikacji. W tym drugim przypadku rodzice wybierają płeć, kolor oczu, włosów, karnację, poziom inteligencji, czy sprawność fizyczną swojego potomka. W specjalnym laboratorium zostają bowiem wyselekcjonowane najlepsze geny matki oraz ojca, eliminujące wszelkie ułomności - zarówno fizyczne, psychiczne, jak i emocjonalne.

Rodzi się dziecko i w chwilę po przyjściu na świat (bez względu na sposób jego poczęcia), na podstawie badania jednej kropli krwi, wszyscy dowiadują się prawdy o całym dalszym jego życiu - na co i kiedy umrze - to te najważniejsze. Ludzie dzielą się na lepszych (genetycznie zmodyfikowanych) i gorszych (poczętych "po Bożemu").

Film zmusza do wielu pytań. I do zastanowienia się nad jedną, chyba najważniejszą, kwestią - jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek i do czego takie działania mogą doprowadzić? Oby tylko historia się nie powtórzyła i nie skończyło się tak, jak w przypadku kilku naukowców, którzy swoją wiedzę wykorzystali do produkcji bomby atomowej. 

sobota, 25 sierpnia 2012

600. Modyfikacja


Co masz zrobić po południu, zrób rano - trochę zmodyfikowane (na moje własne potrzeby) powiedzenie sprawdziło się dzisiaj. Dzięki dobrej organizacji zdążyliśmy z Mężem się rozstać (nie, nie - rozwodu nie będzie, więc się nie cieszcie) - o zakupowe rozdzielenie chodzi. On po jedzenie, ja po kosmetyki. A potem razem na lody - rożki o smaku maślankowo-cytrynowym - z polecenia konesera i lodożercy.

W nocy miałam straszny sen, który uzmysłowił mi, że właśnie weszłam w fazę gorączki przedwyjazdowej. Otóż śniło mi się, że obudziłam się rano, uświadamiając sobie, że za trzy godziny mamy pociąg, a my nawet nie wyciągnęliśmy jeszcze walizek, o spakowaniu ich zawartości nie wspominając.

Jedna myśl kołatała mi się po głowie, nie dając spokoju - aż w końcu ją wyartykułowałam do Męża. "Może zadzwoniłbyś do naszej pani i spytał czy wszystko jest aktualne z noclegiem". Dyrektor Wykonawczy westchnął i powiedział: "no tak, zaczęło się", ale czego się nie robi, żeby mieć żonę z głowy. Rozmowę telefoniczną odbył, usłyszał zapewnienie, że pokój będzie na nas czekał, a mnie kamień spadł z serca. Przynajmniej na razie.

Dawkowaliśmy sobie małe i słodkie przyjemności, tak więc po obiedzie znowu poszliśmy na lody - tym razem na patyku - o smaku truskawkowym w polewie z białej czekolady, z chrupkami - z polecenia tego samego łakomczucha. Po maślankowo-cytrynowych nie pozostało nawet puste pudełko. I jak tu nie modyfikować powiedzeń...

piątek, 24 sierpnia 2012

599. Paweł i Gaweł


Paweł i Gaweł co prawda nie w jednym stali domu, ale mogłoby się tak zdarzyć, że jeden mieszkałby pod drugim. I bynajmniej nie o spokój i swawole, czy o wzajemne dokuczanie sobie chodzić tu będzie, lecz o pewnego rodzaju dysonans i ambiwalencję.

Poznałam ich obu kilkanaście lat temu. Obaj byli kawalerami przed trzydziestką z własnym lokum. Teraz nie mam z nimi żadnego kontaktu i nie wiem jak potoczyły się ich dalsze losy, dlatego więc skoncentruję się na tamtych latach, ubiegłego już, wieku.

Paweł mógłby spokojnie dostać tytuł Perfekcyjnego Pana Domu, bądź Pedantycznego Perfekcjonisty. Potrafił kilka miesięcy czekać na wymarzoną cytrynową, skórzaną sofę, śpiąc i podejmując gości na zwykłym materacu. Z dumą prezentował mi zawartość swojej przestronnej szafy, w której wisiały spodnie uprasowane w kancik, czy idealnie złożone w kostkę koszule. Z przejęciem opowiadał, że nie zaśnie dopóki nie pozmywa naczyń w zlewie - nawet jeśli goście wyszli od niego o czwartej nad ranem. W łazience wisiał papier toaletowy w jego ulubionym łososiowym kolorze. Innego nie używał i nie kupował. Przyznam, że bałam się dotknąć czegokolwiek w jego mieszkaniu, gdyż zaraz dany przedmiot przestawiał po swojemu. Sobotnie przedpołudnia spędzał na chuchaniu i dmuchaniu swojego gniazdka. Patrzyłam i wąchałam go z przyjemnością - zawsze nienagannie ubrany, uczesany, wypachniony najlepszą wodą kolońską. Nabywał tylko i wyłącznie markowe rzeczy, w najlepszej jakości. Pomimo tych wszystkich zalet, wciąż był sam.

Gaweł był totalnym bałaganiarzem i flejtuchem, jakiego dawno chyba świat nie widział, całkowitym przeciwieństwem Pawła. Było mu wszystko jedno gdzie śpi, na czym siedzi i co je. Sprzątał od wielkiego dzwonu, gdyż nie miał nawet odkurzacza, czy zwykłego mopa. Chodził w postrzępionych T-shirtach i podartych dżinsach, a z kosmetyków posiadał jedynie pastę do zębów, mydło i szampon do włosów. Choć od dawna pracował, wciąż żył jak student w akademiku - jeden garnek, jeden kubek, jeden talerz, jeden nóż i widelec. Nie miał szafy, a ubrania trzymał w kartonowych pudłach. W tym mieszkaniu również bałam się czegokolwiek dotknąć, ale całkiem z innego niż u Pawła powodu. Kurz to mało powiedziane, tam wszystko aż lepiło się od brudu. Przepocone ubrania (pralki także nie miał) skutecznie odstraszały od przebywania w jego pobliżu, a zęby, które dawno nie widziały dentysty, nie zachęcały do bliższego kontaktu z Gawłem. Mogę się tylko domyślać, że z powodu tych wszystkich wad, wciąż był sam.

Mam nadzieję, że zarówno Paweł, jak i Gaweł ułożyli sobie życie po swojej myśli, bo obaj byli naprawdę fajnymi, ciepłymi, dobrymi, inteligentnymi i wrażliwymi facetami.    

598. Kocimiętka


Gdybyśmy mieszkali z Mężem na parterze, istniałaby spora szansa na odwiedziny okolicznych kotów za sprawą jej obecności na naszym parapecie okiennym. Mieliśmy duże problemy ze zdobyciem jej nasion. Już myślałam, że będziemy zmuszeni zamówić je w sieci, ale udało się dostać je w normalnym sklepie ogrodniczym. Zasiałam nasionka, które - ku mojemu ogromnemu zdziwieniu - wzeszły po kilku dniach.

Większość kotów ponoć bardzo ją lubi, bo wydziela zapach, który je przyciąga, ale są też osobniki całkowicie obojętne na jej "wdzięki". Chciałam ją mieć z jednego powodu - komarów, które w przeciwieństwie do kotów, odstrasza. Tych latających paskudztw nie lubię z dwóch powodów - bo wydają dźwięki wielce nieprzyjemne dla mojego ucha, a jak mnie ukąszą, to dość ciężko mi się potem żyje.

W świetle wszelkich statystyk stanowię dla owych insektów bardzo apetyczny obiekt, gdyż: jestem osobą dorosłą, większym człowiekiem, kobietą i blondynką, czasem roztrzęsioną (szczególnie głupotą innych), używającą przeważnie kwiatowych zapachów. Zainteresowanych obrazkiem odsyłam do swojego blogowego profilu na Facebooku.

Chyba kocimiętka spełniła swoje zadanie, gdyż nie zobaczyłam i nie usłyszałam ani jednego komara w naszym pokoju. Za to pojawili się inni goście, których bym nawet nie podejrzewała o miłość do specyficznego dość zapachu, a mianowicie osy. Kilka, a nawet nieraz kilkanaście sztuk dziennie wlatywało przez okno. Starałam się je wypuszczać i darować im życie, lecz czasem - w trosce o własne oraz Męża - byłam zmuszona je spacyfikować. Nastraszona bowiem przez matkę i jej opowieści mrożące krew w żyłach o tym jak osa wpada do kubka z kawą lub szklanki z sokiem, a potem żądli mnie w tchawicę, powodując mój zgon w kilka minut, wolałam być ostrożna i nie ryzykować.

W poprzednim akapicie celowo użyłam czasownika w czasie przeszłym, gdyż kilka dni temu zdecydowałam się pozbyć kocimiętki - właśnie ze względu na nieproszonych gości. Od tamtego czasu os ubyło i wcale nie dlatego, że nie mam dla nich litości, ale dlatego, że średnio pojawia się jedna lub dwie sztuki dziennie - o ile w ogóle. A komary też trzymają się z daleka.

597. Mam na imię...


Każdy ma jakieś, bo nie da się bez niego funkcjonować w społeczeństwie. Jedni są zadowoleni ze swojego, innym jest obojętne, jeszcze inni wręcz go nienawidzą. Kwestia gustu, a o nim (ponoć) się nie dyskutuje, tak więc ładne, czy brzydkie, jest i już.

Moda na konkretne imiona wraca jak bumerang i te, które kiedyś były wyśmiewane (jak choćby Franciszek, Teofil, czy Józef), znowu są w łaskach. Pojawiają się także nowe, o których wcześniej nikt nie słyszał, zdobywając całe rzesze rodziców, którzy chętnie nadają je swoim pociechom.

Polska otworzyła się na świat, ludzie zaczęli emigrować i tworzyć związki z obcokrajowcami, tak więc i ten fakt musiał przełożyć się na pojawienie się w Urzędach Stanu Cywilnego kompletnie świeżutkich, zagranicznych imion.

Dobrze, że przed zalewem różnych dziwactw w postaci Jabłka, Irlandii, Porsche, Tęczy, czy Widelca, chronią nas jeszcze przepisy egzekwowane przez Radę Języka Polskiego, która w kwestiach spornych wypowiada się w sprawie nadawania nietypowych imion. Czy udaje się jej do końca spełnić swoje zadanie?

Dżesika, Wanessa, Brajan, czy Szon - oto do czego doprowadzają ww. przepisy. Biedne dzieci, ktoś powie. A ja bym skoncentrowała się raczej na rodzicach i spytała po co i dlaczego wybrali akurat takie imiona? Jak będą one współgrać z polskim nazwiskiem? Dżesika Wróbel, Wanessa Patyk, Brajan Wilk, czy Szon Kowalski...

Ktoś kiedyś opowiadał mi jeszcze o innym przypadku - chłopca, któremu dostało się na chrzcie imię Jerzy. W połączeniu z nazwiskiem Jurek wydawało się brzmieć nieco dziwnie, no bo jak się zwracać do małego, czy dorosłego, żeby nie mówić mu po nazwisku?

Maciej Maciejewski, Paweł Pawełkiewicz, Jan Jankowski, Miłosz Miłoszewski są kolejnymi przykładami z głębokiego worka cudów i dziwów, choć już nie tak rażących jak poprzednie. W tym towarzystwie pięć Amelii, trzy Julie, cztery Maje i dwie Leny w jednej klasie w szkole chyba nikogo już nie zastanawiają.  

596. Nazewnictwo


Generalnie nie przepadam za zastępowaniem polskich wyrazów ich zagranicznymi odpowiednikami, nawet tymi w moim ulubionym angielskim wydaniu. Uważam bowiem, że mamy tyle różnych ciekawych słów, że nie musimy posiłkować się obcymi. Ale czasem i ja się skuszę na ustępstwo - albo i kilka.

Taki 'touchpad' choćby. W tłumaczeniu na nasz język ojczysty musiałabym powiedzieć "panel dotykowy" lub "gładzik". Jak dla mnie jedno brzmi gorzej od drugiego. No i T-shirt, o który nie raz i nie dwa przyszło mi toczyć boje nie powiem z kim. Czym tego nieszczęśnika zastąpić? Bluzką, podkoszulkiem, koszulką? Jakiś pomysł?

Jak kiedyś nieopatrznie powiedziałam do Męża, żeby założył bluzkę, spojrzał na mnie i stwierdził, że bluzki noszą kobiety, a nie faceci. O podkoszulku powiedział, że jest bez rękawów, a jak chcę tak nazywać T-shirt, to powinnam powiedzieć "podkoszulek z krótkim rękawem". Dla mnie stanowczo za długo. W koszulkach, które zwykle są na ramiączkach, chodzą lub śpią kobiety. Tyle Dyrektor Wykonawczy. A Wy?

czwartek, 23 sierpnia 2012

595. Było sobie kłamstwo


Wyobraźcie sobie, że żyjecie w świecie, w którym nikt nigdy nie kłamie, a wszyscy mówią zawsze prawdę - każdemu i w każdej sytuacji. Tak jak bohaterzy filmu, który posłużył mi jednocześnie jako tytuł do dzisiejszego wpisu. W świecie mówienia całej prawdy i tylko prawdy brak jest emocji, bo ich miejsce zajmuje egoizm i wyrachowanie. Ludzie zachowują się jak roboty, nastawione na zysk, czy aprobatę otoczenia. Nie liczą się z uczuciami innych, bo sami są ich pozbawieni. 'The Invention of Lying' (oryginalny tytuł) tylko z pozoru jest komedią, gdyż tak naprawdę ma drugie, a może nawet i trzecie dno, ale nie będę zdradzać nic więcej. Zainteresowanych odsyłam do obejrzenia.

Prawda bywa trudna do przyjęcia, bolesna, ciężka, niewygodna, nudna, smutna, nieciekawa. Uwiera jak kamyk w bucie. Niejednokrotnie ludzie wolą być okłamywani, bo powiedzenie im prawdy może zburzyć ich pieczołowicie i mozolnie budowany świat - świat oparty na iluzji, ułudzie i mrzonce. Dlatego wolą jej nie słuchać.

Kłamstwo uwodzi, kokietuje, mami, kusi, przyciąga jak magnes. Jest niczym afrodyzjak, o wiele ciekawszy i barwniejszy, ładniej opakowany i podany; niczym kamuflaż i maska, pod którą chowamy swoją prawdziwą twarz. Niektóre kobiety ubiorem, fryzurą, czy makijażem próbują oszukać innych właśnie po to, by odwrócić uwagę od problemów swojej duszy.

Nie daję się nabrać na tak zwany huraoptymizm, czy wieczne poczucie humoru i perlisty śmiech, bo wyczuwam w nich fałsz; bo są dla mnie po prostu niewiarygodne; bo są jak mur, odgradzający od serca człowieka.

środa, 22 sierpnia 2012

594. Tytułomania


Bladego pojęcia nie mam skąd się wzięła i kto ją wprowadził "na salony", ale że jest od lat obecna, wiedzą chyba wszyscy. Kolejny kompleks niższości, próba wywindowania ego do gigantycznych rozmiarów, upokorzenie tych "gorszych", bo niżej stojących w hierarchii, czy coś jeszcze?

W pewnej instytucji, w jakiej przed laty pracowała moja matka obowiązywały trzy kasty społeczne - samo dno, czyli wszyscy z wykształceniem podstawowym i średnim zawodowym (bez matury); środek, czyli wszyscy z wykształceniem średnim (z maturą) oraz góra, czyli wszyscy z wykształceniem wyższym. Do plebsu (dwie najniższe grupy) odnosiło się "pani Zosiu", "panie Janku" natomiast do elity tylko i wyłącznie "pani magister", bądź "panie magistrze".

Tytułomania weszła także do szkół - wystarczy zajrzeć na jakąkolwiek stronę internetową w zakładce "kadra", żeby zobaczyć kto zacz. Ostatnio, szukając pewnych informacji, natrafiłam na link kilku kurii diecezjalnych. Z ciekawości zaczęłam przeglądać nazwiska księży. I tu trafiłam na same perełki: ks. biskup dr Jan Kowalski, ks. infułat mgr lic. Andrzej Nowak, ks. mgr lic. Alojzy Małecki, ks. dr Zenon Pokora, ks. prof. dr hab. Paweł Ciosek. Na ich tle najzwyklejszy ks. Tomasz Sowa wyglądał wielce niepozornie i nie rzucał się wcale w oczy. Wśród sióstr jest podobnie, dlatego s. mgr Barbara Jeż absolutnie mnie już nie zdziwiła.

Żeby była jasność - nie mam nic przeciwko kształceniu się i zdobywaniu wiedzy, czy robieniu specjalizacji, bo to działania jak najbardziej chwalebne. Zapracowałeś, dostajesz tytuł - logiczne. Nikt ci go nie odbierze (no chyba, że popełniłeś przestępstwo podczas pisania pracy).

Nie rozumiem tylko po co ta wszechobecna i bijąca po oczach i uszach manifestacja w postaci kilku literek przed imieniem i nazwiskiem. Jeśli potrzebujesz ich tylko i wyłącznie po to, by poczuć się lepiej, nie mam dalszych pytań. A jeśli jeszcze okaże się, że ranga tytułu jest odwrotnie proporcjonalna do stanu posiadanej wiedzy oraz ilorazu inteligencji (co wcale nie należy do rzadkości), tym bardziej powstrzymam się od zabierania głosu.

wtorek, 21 sierpnia 2012

593. Nie moje, nie twoje, nie nasze


Ciekawa jestem jak macie urządzone domy i mieszkania - jak wyglądają Wasze kuchnie, łazienki, pokoje, korytarz. Wnętrze, w którym żyjecie tak wiele o Was mówi - o tym, co lubicie, a czego unikacie; jakimi przedmiotami się otaczacie; w jakich są one kolorach... Interesuje mnie czy jesteście bałaganiarzami i brudasami, czy wręcz przeciwnie - pedantami i czyścioszkami. Jak często sprzątacie, ścieracie kurze, myjecie naczynia, podłogę, wannę, czy sedes...

Ci spośród Was, którzy są gdzieś zatrudnieni, codziennie chodzą do pracy. Tam też macie swoje biurko, pokój, czy jakiekolwiek inne miejsce, do którego jesteście przypisani z urzędu. Jecie tam posiłki, robicie sobie kawę i herbatę, korzystacie ze wspólnej kuchni i toalety. Sprzątaczka pojawi się zanim przyjdziecie albo tuż po Waszym wyjściu. Czasem każdego dnia, a niejednokrotnie rzadziej.

Dość często byłam i jestem świadkiem zachowań, które obserwuję z nieukrywaną ciekawością. W miejscach publicznych - na ulicy, w kawiarni, w toalecie. Brud to za mało na określenie tego, co widzę. Głośno sobie myślę i zastanawiam się czy jesteśmy narodem flejtuchów, nie potrafiącym (albo może nie chcącym) dbać o coś, co jest dobrem wspólnym? Papierki i butelki porozrzucane gdzie popadnie, serwetki zostawione na stoliku, ręczniki obok kosza na śmieci i cała masa innych przykładów. Czy w swoich domach i mieszkaniach zachowujemy się tak samo?

Mam wrażenie, że bardzo liczna grupa osób hołduje zasadzie, że jak coś nie jest ani moje, ani twoje, ani nasze, to jest niczyje. Stąd się bierze brak szacunku do mienia publicznego i do miejsc, które tak naprawdę powstały właśnie dla nas. Popatrzmy i poobserwujmy siebie w podobnych sytuacjach. I jak?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

592. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o...


Ja
Polubił mój blogowy profil, a potem zostawił tam wiadomość. Resztę dopisuje życie – każdego dnia. Wierzę, że wszystko zdarza się po coś i tak samo jest z naszym wirtualnym spotkaniem. Tak już mam, że jak czegoś  nie wiem, nie znam, czy nie rozumiem, pytam. On odpowiadał na wszystko – szczerze, otwarcie i bez tabu. Sami się za chwilę przekonacie. Bohaterem tego postu jest LeOn (oczywiście znam jego prawdziwe imię, ale tak chciał, by się do Niego tu zwracać). Dziś jestem tłem i robię to, co lubię najbardziej – zadaję pytania.

LeON
Jak to się zaczęło? Przypadek - tak to należałoby nazwać, lub też niesamowity zbieg okoliczności. Jak bowiem inaczej można nazwać sytuację, kiedy zaciekawienie wzbudzają zaledwie trzy, może cztery słowa, tak naprawdę nic nie znaczące, umieszczone gdzieś wśród tysięcy komentarzy na jednym z portali społecznościowych? Ze słów tych wynikało jedynie to, że jest czytelniczką bloga, którego lekturą zająłem się kilkanaście dni wcześniej. Pierwsza myśl: „skoro Ona czyta to co ja, z takim samym zaciekawieniem, prowadzi również własnego bloga, więc co szkodzi zajrzeć?”. I tutaj wpadłem, kilka przeczytanych wpisów, pobieżne rozeznanie się w jakości tej twórczości i lektura od początku od pierwszego posta z przeczuciem, że warto. Dalej poszło już jak lawina, wystarczyło zagadać i „worek różności” się rozsypał. Rozmowy krótkie (jak na moje możliwości), ale treściwe, w trakcie których zniknęły wszelkie bariery i przeczucie, że coś, co się błyskawicznie zaczyna i rozwija, wcale się równie szybko zakończyć nie musi.

Ja
Pamiętasz swoje dzieciństwo?
LeON
Lata wczesnego dzieciństwa - tak, w sumie to są raczej przebłyski - chwile i zdarzenia.
Ja
A jakieś konkretne zdarzenie lub chwilę, w której zrozumiałeś, że jesteś inny?
LeON
Choroba, na którą choruję, tak naprawdę została u mnie niejako odkryta w wieku około 6 lat - z chwilą pierwszego złamania, jednakże już wcześniej byłem leczony na - jakby to można powiedzieć - efekt uboczny choroby, a mianowicie skrzywienie kręgosłupa. Samo leczenie polegało w głównej mierze na noszeniu 24 godziny na dobę gorsetu ortopedycznego, który był pierwszym rzucającym się w oczy elementem mojej osoby w kontaktach z innymi. Nie pamiętam kontaktu z rówieśnikami w tych początkowych latach wczesnego dzieciństwa, poza pewnymi sytuacjami, czy pobytem w ośrodku, w którym się leczyłem, ale tam wszyscy byli chorzy i nikt na powierzchowność nie zwracał uwagi.
Ja
Czyli można powiedzieć, że choroba towarzyszyła Ci odkąd pamiętasz?
LeON
Jest to wada wrodzona, więc jak najbardziej - może dlatego łatwiej się z tym było oswoić - wiadomo nie ma tęsknoty do tego, co było "przedtem".
Ja
Fakt - to podobna sytuacja jak ktoś rodzi się niewidomy i nie wie jak to jest zobaczyć świat swoimi oczami?
LeON
Chyba jest w tym podobieństwo.
Ja
Widziałeś jakieś plusy swojej choroby jako dziecko?
LeON
Żadnych. Moje życie dziecięce w sumie w głównej mierze wiązało się z ograniczeniami - tego nie wolno, tamtego nie wolno - konieczność kontrolowania się i praktycznie zero beztroski, którą obserwowałem u rówieśników.
Ja
Myślałam, że może miałeś jakieś ulgi w szkole - no wiesz - u nauczycieli?
LeON
Zwolnienie z WF-u, ale tak poza tym, to raczej nie, może to z tych względów, że rodzice dość duży nacisk kładli na moją edukację, może czasem za dużą. Prędzej w szkole widziało się ograniczenia, na wycieczkę - nie za bardzo, wyjście do kina też raczej nie, jak już, to z którymś z rodziców. Z jednej strony, teraz rozumiem nauczycieli - duże ryzyko, że mogło mi się coś stać -odpowiedzialność i kłopoty z tym związane.
Ja
No tak - a potem odpowiedzialność spadłaby na nich, więc woleli umyć ręce i mieć święty spokój...
LeON
Tak niestety i w dzisiejszych czasach często jest.
Ja
Z perspektywy tych wszystkich lat, zapewne pełnych obserwacji, jak uważasz, czemu tak się dzieje?
LeON
Mogę powiedzieć, że wiem czemu tak jest dzisiaj. Moim zdaniem dzisiejsze negatywne, w tym moim znaczeniu, traktowanie dzieci niepełnosprawnych w dużej mierze jest z winy rodziców tych dzieci. Nauczyciel dzisiaj boi się pretensji, czy nieprzyjemności w sytuacji, gdy dziecku w szkole coś się stanie, nawet jeżeli nie ma na to najmniejszego wpływu. To powoduje, że wprowadza się te ograniczenia teoretycznie dla dobra dziecka, a praktycznie w tej kwestii jego dobro nie ma z tym nic wspólnego.
Ja
Mówisz to z perspektywy rodzica, który sam jest ojcem niepełnosprawnej córki?
LeON
Dokładnie - rodzica, który każdemu nauczycielowi praktycznie musi wpajać, że nie będę miał pretensji jak coś się złego wydarzy, bo takie zdarzenia były, są i będą i chociaż bym dziecko zamknął w pudełku wyściełanym gąbkami, to też może się coś zdarzyć.
Ja
Co byś zmienił, gdybyś mógł w kwestii komunikacji międzyludzkiej na linii osoba zdrowa a niepełnosprawna?
LeON
To chyba można podzielić na dwa punkty widzenia, bo dużo zależy zarówno od osoby niepełnosprawnej jak i tej zdrowej.
Ja
No to porozmawiajmy o tym - Ty ze swojego, a ja ze swojego punktu widzenia.
LeON
Powiem więcej z mojego punktu widzenia więcej pracy w to powinna włożyć jednak ta osoba chora.
Ja
Dlaczego?
LeON
Wychodzę z założenia, że jesteśmy niepełnosprawni na tyle, na ile się nimi czujemy - wiem - to może mało klarowne.
Ja
Dla mnie to jest bardzo klarowne, bo sami sobie stwarzamy ograniczenia - w głowie.
LeON
Można być niepełnosprawnym, ale nie powinno się z tego robić podstawy naszego funkcjonowania. Spotkałem w życiu wiele osób niepełnosprawnych, niestety często ta niepełnosprawność była dla nich elementem najważniejszym w ich życiu, podstawą ich egzystencji, a przecież nie to jest w życiu najważniejsze.
Ja
A co?
LeON
Najważniejsze jest samo życie, umiejętność życia, umiejętność odnalezienia w nim sensu, piękna, radości - chociażby chwilowej, egzystencja to nie jest życie, a wiele osób nie tylko niepełnosprawnych po prostu egzystuje.
Ja
No dobrze, ale ktoś może zarzucić, że jak osoba niepełnosprawna ma się cieszyć z takiego życia, w którym nie może zrobić tego, czy tamtego, nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że nie może?
LeON
Przecież nie chodzi o to, żeby robić wszystko na co się ma ochotę, to nierealne - bez względu na sprawność czy niesprawność. Ja przez te wszystkie lata nauczyłem się doceniać to, co mam. Doceniać drobiazgi, czynności, które mogę zrobić, zamiast tęsknić i sprawiać sobie cierpienie sprawami będącymi poza moim zasięgiem. Niestety, najczęściej nie doceniamy tego, co mamy. Tylko osoba, która przez lata była przykuta do łóżka i wózka jest w stanie cieszyć się z tego, że może stanąć na nogi. Dlaczego więc czekać do tych chwil, żeby czuć z tego radość? Nie lepiej cieszyć się z tego teraz?
Ja
Łatwo mówić, ale jak to osiągnąć? Ludzie zdrowi mają problem z pozytywnym myśleniem, a co dopiero ci, którzy są ograniczeni przez chorobę...
LeON
Na to nie ma jednej recepty jak to zrobić, jak do tego dojść.
Ja
Wobec tego jaka jest Twoja prywatna recepta?
LeON
Chyba można to w kilku etapach ująć. Zacznijmy od akceptacji siebie, umiejętności żartowania z własnych niedoskonałości, dystansu do własnej osoby. To chyba taki pierwszy krok, najważniejszy.
Ja
Dobrze, ale jak ktoś, kto jest kulawy i garbaty może z siebie żartować?
LeON
Oczywiście, że tak - jak najbardziej. Przecież to może być taka sama przywara jak piegi i odstające uszy.
Ja
Dla niektórych owe piegi i odstające uszy są powodem społecznego wyalienowania...
LeON
Kiedyś już wspominałem, że nie jest ważna skala i przedmiot problemu, a to, jak potrafimy sobie z nim radzić.
Ja
Tak, a ja nawet napisałam o tym post zainspirowany tamtą rozmową… Problem
LeON
Czy można żartować z tego że się ma garba? Jak najbardziej. Jak ktoś mnie częstuje papierosami mówię, że palę tylko Camele. Albo robienie sobie sesji zdjęciowej w zoo przed klatką z wielbłądami - "bo jak tu nie mieć zdjęcia rodzinnego".
Ja
Jak wtedy na takie Twoje żarty reagują ludzie zdrowi?
LeON
Dla niektórych może to drastyczne i fakt - niektórzy czują się niezbyt komfortowo, ale tu raczej mówię o osobach zupełnie obcych.
Ja
Wiesz, że celowo spytałam o to bycie kulawym i garbatym, prawda?
LeON
Oczywiście. Domyślam się.
Ja
No tak, przecież trochę czasu już przegadaliśmy. :) I tak nawiązując do Twojego poczucia humoru, pomyślałam i obiecałam sobie, że jak będę w zoo w Oliwie za kilkanaście dni, zrobię sobie zdjęcie na tle żyrafy, co Ty na to?
LeON
Rewelacja. :)
Ja
Wreszcie ktoś będzie ode mnie wyższy. :)
LeON
Kto wie może to będzie sąsiadka stryjka. :)
Ja
Ech Ty z tym poczuciem humoru... Czasem mnie zawstydzasz.
LeON
To minie.
Ja
Poczucie humoru, czy wstyd?
LeON
Wstyd. Jedna z osób mi znanych też na początku się wstydziła. Teraz już, jak się spotykamy, to mi mówi, że słyszała, iż pogłaskanie garbatego po garbie przynosi szczęście - i zabiera się od razu za głaskanie.  :)
Ja
Szkoda, że mieszkamy tak daleko, bo chętnie bym sprawdziła. :):):)
LeON
Ja jej odpowiadam, że ja za to słyszałem, iż pogłaskanie kobiety o obfitym biuście po nim samym przynosi szczęście (a ona jest akurat posiadaczką takowego), ale na razie mam wystarczająco szczęścia. Zostawiam to na czarną godzinę.
Ja
Wiesz, pamiętam jak się ucieszyłam kiedy do mnie napisałeś i okazało się, że Twoja żona też jest od Ciebie wyższa - pomyślałam sobie - o, kolejny odważny facet.
LeON
Chyba to jednak Ona jest bardziej odważna. :) Trzeba być odważnym by wiązać się z osobą niepełnosprawną.
Ja
Z jakiego powodu?
LeON
Ja jestem na etapie takim, że potrafię sobie poradzić z własnymi ograniczeniami, osoba z zewnątrz musi mieć świadomość zarówno tych ograniczeń, jak i tego, co może się dalej wydarzyć - wszelkich konsekwencji z tym związanych.
Ja
Czyli, jak mam rozumieć, uświadamiałeś jeszcze nie żonie, co ją czeka po ślubie?
LeON
Dokładnie, chociaż sam jeszcze wtedy wszystkiego tak do końca nie wiedziałem.
Ja
Jak widać przeciwności losu nie stanęły Wam na drodze, bo jesteście małżeństwem z kilkunastoletnim stażem...
LeON
Czasami problemy wzmacniają związek, szczególnie jeśli dotyczą dziecka.
Ja
Co masz na myśli?
LeON
Jak walczysz z chorobą  - a raczej ze skutkami choroby dziecka, to jednak trzeba to robić razem, wspólnie, wspierać się nawzajem, żeby to przetrwać, co więcej - żeby dziecko nie widziało u swoich rodziców słabości.
Ja
Ale nie powiesz mi, że takich chwil słabości nie mieliście z żoną, prawda?
LeON
Oczywiście że mieliśmy i mieć będziemy, jesteśmy tylko ludźmi.
Ja
Jak więc sobie radzicie, bo w Waszej rodzinie problem niepełnosprawności dotyka przecież każdego z Was?
LeON
Dopóki problem niepełnosprawności dotykał mnie samego - było najłatwiej. Problemy zdrowotne żony, które wyszły po kilku latach, też w miarę się spokojnie przyjęło do wiadomości. Najgorsze było to, jak się dowiedzieliśmy, że córka - jak my to nazwaliśmy - trafiła kumulację - przejmując chorobę zarówno moją, jak i żony.
Ja
Nie mieliście pretensji do siebie, do losu, do Boga, że tak się stało?
LeON
Zacznę od końca - do Boga? Nie. Do losu? Los sprawił, że córka się na świecie pojawiła (no, po części, oczywiście). Do siebie? To chyba nie jest kwestia pretensji. Nie odbieram tego jako kary, czy fatum. Jest to kolejna rzecz, z którą muszę się zmierzyć. Martwię się, cierpię, każde złamanie córki boli mnie dziesięć razy bardziej niż własne. Krzyk 3 letniego własnego dziecka ze strzaskanym udem słyszę do dziś, ale w sumie to są rzeczy do przejścia... Bardziej martwię się o stan psychiczny, o to, czy stworzy sobie związek w przyszłości, czy nie będzie sama.
Ja
A ona jak do tego podchodzi? Nie ma do Was pretensji, że jest jaka jest?
LeON
Ostatnio jest już dobrze, ale był bardzo ciężki okres. I to też nie są pretensje. Na początku myślałem, że fakt, iż przez to wszystko już przechodziłem, że wiem jak to jest i że potrafiłem sobie z tym poradzić, pozwoli mi jej pomóc. Przecież mam dobrą pracę, żonę, jestem szczęśliwym człowiekiem, więc myślałem, że tłumacząc jej to i pokazując na każdym kroku, że z tym można żyć w pełnym znaczeniu tego słowa. Niestety, przyniosło to odwrotny skutek. Usłyszałem "nie jestem tobą, nie potrafię być tak silna jak ty". To było jakiś czas temu. Teraz myślę, że już z tego wyrosła - mam przynajmniej taką nadzieję. Myślę, że ona sama musi do tego wszystkiego dojrzeć. Ja jej w tym nie pomogę.
Ja
Ktoś może Wam, jako rodzicom, zarzucić nieodpowiedzialność, że decydując się na dziecko świadomie skazaliście je na takie życie; że przecież są badania prenatalne, itp, itd. Spotkaliście się kiedyś z takim zdaniem?
LeON
Nie raz. Nie ukrywam, córka nie była planowanym dzieckiem i powiem tak: gdybym miał podchodzić do tego z rozsądkiem, odpowiedzialnością, to nigdy bym się nie zdecydował na dziecko, dlatego właśnie cieszę się, że tak się stało, jak się stało. Mam rodzinę, szczęśliwą  - chociaż to może dziwnie brzmieć – rodzinę pełną radości, uśmiechu, miłości, więc mogę być nieodpowiedzialny. To żadna cena za to, co mam.
Ja
Rodzinę, o której marzyłeś jako młody mężczyzna?
LeON
O takiej rodzinie nawet nie marzyłem. Zbyt wielka abstrakcja wtedy to była - nawet jak na sferę marzeń.
Ja
Czyli co - kompleksy i niskie poczucie własnej wartości?
LeON
Ogromne.
Ja
Jak więc je pokonałeś, jak przełamałeś w sobie bariery?
LeON
Przede wszystkim zmiana środowiska - wyjazd na studia i zamieszkanie w akademiku.
Ja
Nowi ludzie, nowe środowisko, brak kontroli ze strony rodziców...
LeON
Nie  - kontrola rodziców nie miała tu znaczenia.
Ja
A co miało?
LeON
Trzeba wrócić do szkoły średniej - na chwilę. Trafiłem do takiej klasy, gdzie większość osób to praktycznie naukowcy - klasa eksperymentalna przeładowana materiałem. Ledwo przechodziłem z klasy do klasy, ale poziom był tak wysoki, że przez pierwszy rok, dwa na studiach praktycznie niewiele musiałem robić, więc byłem kimś.
Ja
Chyba rozumiem - miałeś uprzywilejowaną pozycję i poczułeś się bardziej dowartościowany?
LeON
Dokładnie. Mogłem pomagać, wyjaśniać, tłumaczyć itp. A że już wtedy zacząłem zarabiać, więc i pod tym względem "imprezowo-towarzyskim" było po prostu bardzo dobrze. Można pomyśleć, że wykorzystywali mnie, ale to raczej była taka symbioza. Byłem jednym z nich, traktowany na równi.
Ja
No właśnie, bo o to chciałam spytać - czy zdarzały się sytuacje, kiedy ktoś dawał Ci odczuć, że jesteś gorszy, inny, albo że Cię w ogóle nie dostrzega?
LeON
Na studiach nie. W szkole średniej jak najbardziej.
Ja
Bolało Cię to?
LeON
Oczywiście.
Ja
I jak reagowałeś?
LeON
To ten najgorszy okres w sumie w młodości. Zamknąłem się w sobie totalnie. Chyba to raczej było takie nałożenie maski, pod którą skrywałem wszelkie emocje. Można powiedzieć, że grałem - przed rodziną znajomymi, szkołą.
Ja
Po to, by nikt Cię nie zranił?
LeON
Przede wszystkim po to by nikt się nie litował, bo to najgorsze z możliwych uczuć.
Ja
Gorsze niż docinki i lekceważenie?
LeON
Tak.
Ja
Chciałeś być traktowany na równi, a ludzie patrzyli na Ciebie i widzieli niepełnosprawnego, którego los potraktował gorzej niż ich?
LeON
Nie sądzę, że ktoś patrząc na mnie, odbierał to w tych kategoriach.
Ja
Spytałam, bo mnie się czasem wydaje, że osoby zdrowe współczują niepełnosprawnym, ale jednocześnie cieszą się, że to nie ich dotknęło takie cierpienie.
LeON
Nie sądzę. Przynajmniej wydaje mi się, że nie często tak jest.
Ja
A jak jest według Ciebie?
LeON
Według mnie jest obojętność.
Ja
Czyli jak te trzy małpki: "nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić"?
LeON
Dokładnie  - z moich obserwacji - niestety dość częstych. Powiem inaczej, często widzę jak idzie kobieta z dzieckiem, a dziecko zaciekawione się we mnie wpatruje. I niestety, bardzo często matka widząc to, zaczyna odwracać dziecku głowę, ciągnąć w innym kierunku, czasem i krzyk do tego dochodzi.
Ja
Inność i odmienność budzą lęk i chyba dlatego od dzieciństwa wpaja się maluchom, żeby nie patrzyły, nie zwracały uwagi, bo nie wolno, prawda? A przecież wystarczyłoby spytać dlaczego? Tylko jak to zrobić, żeby ktoś nie poczuł się urażony? Nie każdy jest tak otwarty jak Ty...
LeON
Dlatego powiedziałem na początku, że najważniejsze jest samo nastawienie niepełnosprawnych.
Ja
Czyli wracamy do punktu wyjścia...
LeON
Ale  wydaje mi się, że to chyba tylko kwestia nawet jednorazowego przełamania bariery.
Ja
Tak jak przy naszych rozmowach?
LeON
Też, ale wspomnę o jednej sytuacji; o osobie, która mnie "głaszcze na szczęście".
Ja
A, to ta od obfitego biustu...
LeON
Tak. Przed naszym pierwszym spotkaniem zastanawiała się jak ma się zachować - patrzeć na mnie, czy uciekać wzrokiem. Zdaję sobie sprawę, że to jest bardzo trudne. Dla niej to naprawdę było bardzo ciężkie przeżycie. Dużo później mi o tym opowiadała - i co więcej - nasza znajomość sprawiła, że zupełnie inaczej odbiera każdą inną chorobę, niepełnosprawność - potrafi się już w tym doskonale znaleźć.
Ja
Bo zobaczyła, że niepełnosprawny tak naprawdę niczym się nie różni od zdrowego? Że to kwestia postrzegania i podejścia?
LeON
Zarówno jednej jak i drugiej strony.
Ja
„Bo do tanga trzeba dwojga...”
LeON
I trzeba chcieć tańczyć :)
Ja
No tak, a jak ktoś nie lubi, jak ja albo nie bardzo może jak Ty?
LeON
Jak to nie może? :) Zawsze jakiś sposób się znajdzie :)
Ja
Fakt – „dla chcącego nic trudnego...”
LeON
Widziałem kiedyś dyskotekę, na której 50% osób było na wózkach. Tego się nie da słowami opisać jakie tańce odchodziły.
Ja
Na pewno było odjazdowo :)
LeON
Dosłownie.
Ja
Pamiętasz jak to się stało, że wpadliśmy na pomysł napisania tego postu?
LeON
Czy to nie dlatego, by pokazać pewne kwestie "od środka"?
Ja
Twoimi i moimi oczami...
LeON
Czasami warto na niektóre sprawy zerknąć z drugiej strony.
Ja
Myślisz, że ktoś coś z tego wyniesie?
LeON
Myślę, że znajdą się osoby, które przez chwilę się chociaż nad tym zastanowią, a to już będzie dobrze.
Ja
A może o coś będą chciały spytać Ciebie… Odpowiesz im?
LeON
Oczywiście - doskonale wiesz, że nie mam z tym problemu. Jest pewnie jeszcze tyle kwestii, które nie zostały tu poruszone.
Ja
No ba - kto jak kto, ale tylko Ty wiesz jak potrafię być dociekliwa w zadawaniu pytań i drążeniu tematu...
LeON
Tak samo Ty wiesz, że nie ma tematu, na który bym nie odpowiedział. :)
Ja
Oj tak, oj tak - aż czasem się zastanawiam kiedy powiesz mi: "a weź już przestań, bo ile można pytać?" ;)
LeON
Jeszcze musisz sporo potrenować, by do tego doszło. Prędzej powiesz: "a niech on już przestanie nawijać".
Ja
Chyba nie wiesz co mówisz - w tej kwestii mało kto mi dorówna. Wciąż mam niedosyt po naszych rozmowach i czekam na ciąg dalszy.
LeON
Jestem do dyspozycji – wiesz gdzie mnie znaleźć.
Ja
Ja wiem, a inni jak Cię znajdą?
LeON
Jak to juz mówiliśmy – „chcieć to móc”, no i zawsze zostają komentarze czyż nie?
Ja
W takim razie czuj się tu jak u siebie. :)
LeON
Dziękuję - już się tak czuję.
Ja
To ja Ci dziękuję za tę rozmowę.
LeON
Cała przyjemność po mojej stronie.
Ja
O nie, a zresztą… Niech Ci będzie - z niższymi od siebie się nie kłócę. ;)
LeON
Jak będziesz mi przysyłać fotkę z zoo z żyrafami, zaznacz mazakiem, która to Ty. :)
Ja
Dobra, masz to jak w banku, ale Ty zrobisz to samo z wielbłądem, obiecujesz?
LeON
Ten mniej zarośnięty. :)

591. Zaległości piątkowe


Nie obeszło się bez użycia tabletek musujących, które musiałam w końcu wypić dzisiaj rano. "Nie obijaj o zęby, tylko połykaj" - zawsze słyszę te słowa od Męża, kiedy krzywię się na sam widok szklanki z zawartością. Ale czego się nie robi, żeby boleć przestało. Teraz mogę normalnie funkcjonować. Żeby nie było mi tak dobrze Głos Rozsądku zaordynował jeszcze jedną własnoręcznie przez siebie przygotowaną miksturę, w skład której weszła woda, imbir, miód i sok z cytryny. Oczy z orbit wychodzą, bo ostre, że hej. Jadę zatem na podwójnym wspomaganiu.

Powiedzenie "w piątek zły początek" w kontekście mojej osoby się nie sprawdziło. Zaczęło się bardzo dobrze, a skończyło jeszcze lepiej. Bardzo, ale to bardzo miła i długa wiadomość zostawiona na komunikatorze przez pewnego mężczyznę, z którym coś razem knujemy, sms w podobnym tonie od mojej dobrej znajomej, jeden telefon od pewnej zbliżonej do ideału babki oraz dwa maile z równie fajną zawartością za każdym razem skutkowały uśmiechem na mojej i tak roześmianej twarzy. Z czterech zasianych internetowo ziarenek, dwa już wzeszły, a kolejne pokażą się niebawem. Grunt to spontaniczne działanie, ot co.

Wyszłam z domu razem z Mężem, bo chcieliśmy zrobić jeszcze małe zakupy przedwyjazdowe na bazarku. Głos Rozsądku musiał mnie przywoływać do porządku, bo przecież nawet przy kupnie biletów autobusowych, nie mogłam nie porozmawiać ze sprzedającą panią, która żaliła się na nieuprzejmych klientów. Potem Dyrektor Wykonawczy patrzył na małe lornetki, bo wszak jedziemy nad morze oglądać foki i ptaki, więc wymyślił sobie, że przydałoby się takie cacko. Jednak nijak nie mógł nic zobaczyć, ale czego się spodziewać jak się ma astygmatyzm i to tak drastyczny w obu oczach. Z bólem serca - i jego, i moim, odeszliśmy z przysłowiowym kwitkiem.

W drodze powrotnej do domu spotkałam Sąsiadkę ze starszą córką. Pogadałyśmy chwilę siedząc na ławce, a potem odprowadziłam je pod drzwi ich mieszkania. Dzieciaki chciały, żebym weszła do środka, ale miałam coś do zrobienia, a poza tym umówiłam się z kimś na rozmowę, której i tak w końcu nie było. Sąsiadeczki dzwoniły do mnie, potem ja do nich, no i koniec końców jak ja mogłam już je odwiedzić, to one jeszcze nie były gotowe i odwrotnie. Nic to - daleko do siebie nie mamy, a ciocia nie zając, nie ucieknie.

A później był wieczór i Mąż przyszedł z pracy...

niedziela, 19 sierpnia 2012

590. Komunikat


Głowa boli od rana. Nie dam rady nic napisać. Przekładam post na jutro. Nadrobię z nawiązką.

sobota, 18 sierpnia 2012

589. Wytłumaczenie


Wczoraj chyba po raz pierwszy ograniczyłam się jedynie do wklejenia linku przekierowującego na blogspot, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam już siły, by odklejać od siebie sklejonych wyrazów. Ogromnym minusem blogu na Onecie jest bowiem niemożność skopiowania pliku z Word do okienka tekstowego, w którym zawsze piszę na żywca - właśnie z wyżej wymienionego powodu. Dlaczego? Bo przykleja do siebie słowa, ot co. Blogspot jest genialny pod tym względem - zero problemów, więc go wczoraj wykorzystałam. I wcale nie powiem, że było to po raz ostatni.

Oczy mi prawie wysiadły na przystanku końcowym z napisem "przemęczenie", wyschły niczym ziemia w czasie suszy i potrzebowały regeneracji. Dlatego też dzisiaj nie było nas prawie cały dzień w domu.

Piątek zaczął się dobrze, a skończył jeszcze lepiej. Ale o tym napiszę jutro, bo za długo bym tu musiała siedzieć, a że nie lubię robić czegoś po łebkach, to sobie idę stąd, życząc Wam stosunkowo udanego wieczoru.

piątek, 17 sierpnia 2012

588. Uczył Marcin Marcina...


Dziś mam małe święto, a że przy okazji takich dni lubię robić prezenty innym, oto i on. Zgrany duet - Karioka i Frau Be w akcji samopomocy blogerka blogerce. Autentyk, przekopiowany (z małym retuszem) prosto z wczorajszego komunikatora.

Jako legendę dodam, iż wiśniówka, która wystąpi w jednej z ról, jest walutą, w jakiej pobieram od Frau Be wszelkie opłaty związane ze spokojem i cierpliwością, jakie w sobie hoduję w trakcie takich pogawędek. Słowa niecenzuralne (wiadomo czyjego autorstwa) wykropkowałam dla co wrażliwszych jednostek.

Kto jest lepszym uczniem, czy nauczycielem oceńcie sobie sami. Humor sytuacyjny dostajecie gratis, podobnie jak korepetycje ze wstawiania różnych dziwactw. Za resztę możecie mi zapłacić nalewką własnej roboty - oczywiście tylko wiśniową.


Frau Be  
zaraz mnie znowu ch.j strzeli, że tak elegancko powiem
zrobiłam sobie licznik i co z tego? nie wiem, jak go upchnąć na blog!!
to znaczy, w jaki pieprzony gadżet
bo żaden mi nie przyjmuje
Karioka
zaraz Ci pomogę
o co biega?
spokojnie tłumacz
Frau Be  
nie wiem, jaki gadżet trzeba dodać, żeby wkleić kod licznika
i dupa astralna stroskana jak nic!
Karioka
dodaj gadżet
Frau Be 
który?
Karioka
kod html/java
Frau Be  
o!
i od razu jaśniej
Karioka
butelka nalewki )
:)
Frau Be  
proste!
5689222147893
Karioka
:):)
guru blogowy do usług :)
Frau Be  
guru jak ta... Mimoza czy inna Tuberoza
Karioka
działa :)
ładny:)
Frau Be  
przepiękny
ja chcę te inne jeszcze
z miastami
Karioka
no to bierz
geostat
z liczniki.org
Frau Be  
Ty, a gdzie to się ogląda? te miasta i kraje i IP...
Karioka
na licznikach org
i na GoStats
Frau Be  
aaaa....
to ten, co go już zrobiłam, deko ciulowy jest
Karioka
bo za mało opcji sobie wzięłaś
ściągnij z mojego
ministat2
Frau Be  
ojoj
i co ja z tego wiem?
który to jest ten, co się widzi miasta?
i kto skąd jest?
i kraje?
Karioka
poczekaj
nie wszystko na raz
jesteś zalogowana na licznikach.org?
Frau Be  
no tak, tam zrobiłam tego brzydaka
Karioka
zrobiłaś ministat
Frau Be  
tak
Karioka
mogłaś też zrobić ministat2 - tam jest więcej opcji
Frau Be  
ale to JEST ministat 2
Karioka
no to możesz jeszcze dodać opcje
z takim plusem
+ więcej
Frau Be  
wiem, ale one są g......e, tj. nie interesują mnie
Karioka
tam sobie kliknij
aha
no to luz
Frau Be  
już klikałam
Karioka
pod ministat2 na lewym pasku masz geostat
Frau Be  
mnie chodzi o takie coś, gdzie będę mogła widzieć, kto skąd jest
Karioka
to są kraje
kliknij w geostat
i sobie ustaw kolory
Frau Be  
i pokaże mi tylko kraje?
Karioka
nie tylko
IP też
i miasta
Frau Be  
aha
Karioka
ustaw sobie, a potem zrobimy jeszcze flagi
Frau Be  
oki
Karioka
i GoStats
Frau Be  
ale ch..owy
Karioka
tylko 7 państw
Frau Be  
dałam mu inne kolory, a on dalej czarny
Karioka
zmienić możesz
Frau Be  
zmieniałam
Karioka
no to do skutku
Frau Be  
ok, to potem
Karioka
ministat masz dobry, więc i geostat też dasz radę z kolorami
Frau Be  
ok
co teraz?
Karioka
flagi chcesz?
Frau Be  
a, niech będą...
Karioka
ustaw sobie ile flag chcesz widzieć
kolory
szerokość kolumny
Frau Be  
czekaj
zaraz
a jak ja tu mam oglądać te miasta i kraje?
na tym geostacie?
Karioka
na tym będziesz mieć tylko flagi
Frau Be  
na geostacie
Karioka
jesteś zalogowana?
Frau Be  
tak
Karioka
kliknij w ten geostat na lewym pasku
otwiera się strona Geostat - szczegóły
goście na stronie
a potem
ostatnio widziano...
i tu jest lista
Frau Be  
czekaj, bo g…o łajno
Karioka
spokojnie
dasz radę
Frau Be  
nie otwiera mi się żadne geostat - szczegóły
nie ma tu nic takiego
Karioka
jesteś zalogowana na licznikach.org?
Frau Be  
TAK!!
Karioka
kliknij w geostat
masz stronę komponent geostat
Frau Be  
kliknęłam i jest ta strona z moim geostatem, gdzie mogę sobie zmieniać kolory
Karioka
Komponent Geostat?
Frau Be  
a dalej nie ma żadnych szczegółów
TAK!
Karioka
po prawej stronie
w trzeciej kolumnie masz
pełna lista odwiedzających
kliknij w nią
Frau Be  
po prawej nie mam żadnych szczegółów, tylko listę odwiedzających pełną
Karioka
kliknij w nią
Frau Be  
kliknęłam, ale tu nie ma, kto i co
Karioka
pojawia się strona
Geostat - szczegóły
Goście na stronie
Ostatnio widziano...
Frau Be  
no tak, ale co mi po informacji, że ktoś z Weimaru był, jak nie wiem, czy to Goethe, czy Werter?
Karioka
a co byś nazwiska z peselami chciała?
Frau Be  
nie, ale jak mi ktoś wpisze komentarz, to bym chciała wiedzieć, że on z Ciechocinka, a nie z Pcimia!
Karioka
to to sobie możesz wydedukować z GoStats
Frau Be  
o Jezu...
Karioka
inteligencją
Frau Be  
a, pierdzielę
zabieram wszystkie butelki z wisniówką i idę chlać!
Karioka
to moje butelki!!
:)
pal sześć butelki, wiśniówka moja
Frau Be  
:(
niech będzie, mnie już wszystko jedno
Karioka
co chcesz teraz?
Frau Be  
nic
już mi sie nie podoba
Karioka
<pocieszacz>
Frau Be  
i nic, zupełnie nic mi się nie chce...
teraz dałabym komuś w mordę :[
Karioka
a co Ci się chce?
poszukaj chętnego;)
ja się nie piszę
Frau Be  
mhm... wczoraj miałam przemarsz kibiców w eskorcie brygad antyterrorystycznych pod oknem, to mogłam znaleźć kontrahenta
dzisiaj to już musztarda po obiedzie
Karioka
<myśli>
Frau Be  
??
Karioka
myślę komu możesz dać w mordę
Frau Be  
chciałabym dyrektorowi, ale to nie najlepszy pomysł
Karioka
Twojemu?
Frau Be  
tak... 
Karioka
myślałam, że mojego dyrektora chcesz bić i już chciałam własną piersią zasłaniać :)
Frau Be  
Twojego oszczędzę - ze względu na Twoją wątłą pierś właśnie
Karioka
ja mam 70F
ale chuderlawa jestem :(
Frau Be  
w istocie wszechrzeczy!
Karioka
<foch>
Frau Be  
a to moja wina? co mnie się tu focha?! ja Cię nie zabiedziłam! spod mojej ręki nie wyszedł jeszcze nikt niedokarmiony!
Karioka
o mamo, to aż tak źle ze mną jest? :(
Frau Be  
no co ja Ci poradzę...? <głaszcze>  ja jestem z rodziny wyłącznie dobrze odżywionych...
Karioka
mój Mąż też
Frau Be  
<bezradny>
Karioka
<pocieszacz>
Frau Be  
nie znam sie na takich patologicznych przypadkach jak chuderlawość i zabiedzenie...
Karioka
:P
Frau Be  
jeszcze jedną zaletę - poza moderacją - ma ten blog
cudowną, wspaniałą zaletę
można wypierdzielić te g......e wtyczki, które działają na mnie jak czerwona płachta na rozjuszonego buhaja!
Karioka
:):)
teraz Ty mi pomóż
Frau Be  
dobra
Karioka
to Twoje serduszko w awatarze
Frau Be  
tak
Karioka
jak to zrobiłaś, że ono się wyświetla, a nie B?
Frau Be  
(cokolwiek miałoby oznaczać słowo "awatar", oczywiście)
a!! już mówię
Karioka
ja mam te nasze ręce i chcę, żeby one się wyświetlały
Frau Be  
w porządku
Karioka
a nie umiem :(
Frau Be  
tylko tam jest jeden warunek
zdjęcie musi być idealnie kwadratowe
co do piksela
Karioka
podaj wymiary
Frau Be  
wymiary to nie wiem...
ma być kwadrat
Karioka
moje jest prostokątne
Frau Be  
to musisz wykwadracić
umiesz?
Karioka
sprawdzę sobie na Twoim
Frau Be  
ja to robie w paincie
Karioka
nie umiem
Frau Be  
to tak
Karioka
ale powiedz, to mi Mąż jutro zrobi
Frau Be  
teraz Cię popilotuję
Karioka
ma być kwadrat w paincie
Frau Be  
zrobisz sama
teraz
Karioka
akurat, do rana tu będę siedzieć
Frau Be  
zacznij od zrobienia kopii tego zdjęcia i na niej będziesz się pastwić
Karioka
kopię już mam
Frau Be  
i nie wkurzaj mnie, tylko działaj
Karioka
na pulpicie
Frau Be  
bardzo dobrze
podpisz ją sobie jakoś tam, "dupa jasia" albo jak chcesz
Karioka
ręce
Frau Be  
żeby Ci sie nie pomyliła
z tamtym właściwym oryginałem
dobra
otwórz zdjęcie
Karioka
otworzyłam
Frau Be  
tylko nie wiem, czym przeglądasz zdjęcia, otwórz normalną przeglądarką windowsowską, a nie żadnym dziwolągiem
Karioka
chrome
Frau Be  
srome
Karioka
nie, nie chrome
irfan view
z takim czerwonym kotem rozpłaszczonym
Frau Be  
no to nie chromaj tym gównem, tylko normalnym windowsem
Karioka
mam windows XP albo vistę, nie wiem
Frau Be  
no i otwórz w tym, co masz
Karioka
otworzyłam w kocie
Frau Be  
a nie żadnymi kleksami
to zamknij!!
i otwórz w systemie normalnie
Karioka
nie umiem
Frau Be  
Jezu...
Karioka
jak to w systemie?
przecież ono jest na pulpicie, a nie w internecie
Frau Be  
najedź na miniaturę kursorem, kliknij prawym przyciskiem myszy i daj "otwórz za pomocą"
wybierz "podgląd obrazów i faksów systemu windows" (czy tam Vista)
Karioka
ja mam po angielsku opisane
Frau Be  
system tez masz w komputerze, a nie w Internecie!!
no i co? angielskiego nie rozumiesz?
Karioka
:)
ale w czym to otworzyć, bo tam jest pełno opcji :(
Frau Be  
wybierz "podgląd obrazów i faksów systemu windows" (czy tam Vista)
Karioka
a, Windows photo gallery?
Frau Be  
ku..a
nie wiem, czy photo galery
ale jak windows, to może tak
nie ma windows bez tego czegoś?
Karioka
nie ma
jest paint
Frau Be  
to dawaj galery
Karioka
mam
Frau Be  
o, jeszcze lepiej
otworz od razu w Paincie
Painta dawaj, będzie prościej
i szybciej
Karioka
mam
Frau Be  
dobra
w która stronę masz ten prostokąt? w pionie czy w poziomie?
Karioka
w poziomie jest szerszy
Frau Be  
dobrze, to chwyć za prawy dolny róg i postaraj sie go troszkę zwęzić
ten obrazek
jak chwycisz i przesuwasz, to sie zmniejsza
Karioka
tak
ale czemu prawy?
nie może być lewy dolny?
Frau Be  
przesuń w lewo, żeby troszke obciąć
bo lewy dolny nie bardzo się da, ale na to jest rada
trzeba obrócić obrazek do góry nogami
Karioka
nie umiem
Frau Be  
a to sie robi tak
Karioka
a w ogóle to mi się jakiś pisaczek zrobił
nie mogę nic obciąć :(
Frau Be  
chwyć precyzyjnie
Ty, a jak duże to masz? wypełnia całe okno czy nie?
Karioka
nie, malutkie jest
Frau Be  
ok
poczekaj
Karioka
może ja Ci to prześlę mailem i mi zrobisz dobrze?
Frau Be  
jak sobie precyzyjnie trafisz w rożek, to chwycisz
dobra, będzie szybciej :D
dawaj
Karioka
a potem odeślesz?
:):)
Frau Be  
tak, na miejscu zrobię
bo po przycięciu trzeba jeszcze piksele policzyć :>
Karioka
wysłałam
Frau Be  
ok, łapię!
Karioka
nie powiedziałam, że rzucam :)
ja tę rozmowę jutro na blog dam
Frau Be  
ale ja już trzymam
Karioka
bo to jaja są normalne
Frau Be  
<lol2>
Karioka
poważnie
najpierw Twoje liczniki, a potem moje zdjęcie
boki zrywać
jutro to przerobię na dialog blogerek
:):)
dajesz zgodę?
podpiszę Cię Frau Be
ale bluzgów nie wytnę:)
Frau Be  
nie ma problemu <lol2> - może po prostu daj to jako post wspólnego autorstwa <rotfl2>
Karioka
super
:):)
będzie jazda
ja nie mogę jak to czytam, bo się śmieję
w głos
Frau Be  
łap obcięte ręce kwadratowe i rób dalej, co potrzeba
Karioka
a co potrzeba?
Frau Be  
zaczniesz post od "zaraz mnie ch.j strzeli"?
<lol2>
nic, wyciagaj te obcięte ręce z poczty na pulpit i otwieraj blog
w sumie zrobiłby z naszych rozmów parę fajnych kawałków :>
Karioka
czyli mam zmienić?
Frau Be  
co znowu chcesz zmieniać? niczego nie zmieniaj, przysłałam Ci zrobione, zedrzyj to z poczty na pulpit!
podpisane jest jak pan Bóg Mojżeszowi nakazał!
Karioka
ale to, co mam na blogu mam zmienić i wstawić to, co mi przysłałaś?
Frau Be  
nie nieee
Karioka
jak to nie?
Frau Be  
normalnie nie
Karioka
to co mam robić?
Frau Be  
zapisz na pulpicie, zaloguj sie na blog i słuchaj mądrzejszych!
Karioka
ale jest na pulpicie, a ja jestem zalogowana :(
Frau Be  
no to cudownie! <jupi>
teraz wejdź w ustawienia
nie
w "Układ"
Karioka
weszłam
Frau Be  
i u góry po lewej stronie masz takie coś, co nie wiadomo, dlaczego, nazywa się "Favikona"
Karioka
mam
Frau Be  
kliknij tam w "Edytuj"
i w tym edytuj wsadź obcięte ręce z pulpitu za pomocą przeglądaj
Karioka
wsadziłam
Frau Be  
a następnie daj "zapisz"
i po robocie, ale to nie wszystko
Karioka
dałam
ale nie ma rąk:(
Frau Be  
no przecież napisałam Ci, że to nie wszystko
teraz, zanim to zacznie być widoczne, minie co najmniej jeden albo dwa dni - nie mam pojęcia, dlaczego, ale też tak miałam
Karioka
aha
Frau Be  
cierpliwie czekaj, samo sie pojawi
czasem jeszcze może być tak
że widzisz czyjeś, a swojego nie, bo przeglądarka nie taka
Karioka
a Ty widzisz moje?
w obu blogach zmieniłam :)
Frau Be  
ja nie widzę swojego serduszka w Internet Explorerze, a w Firefoxie widzę
zaraz popatrzę
Karioka
i co widzisz?
ja Twoje serduszko widzę w Chrome
Frau Be  
nie, jeszcze jest "B"
Karioka
:(
nie działa ;(
Frau Be  
przecież mówię, że dzień - dwa musi minąć!
Karioka
czemu tak długo?
Frau Be  
nie mam pojęcia, dlaczego tak jest, ale tyle czekałam, a jak spróbowałam zmienić na inne zdjęcie, to znowu czekałam
Karioka
aha
ja chcę ręce
:)
bo nasze :)
jak tylko je u siebie zobaczysz, napiszesz?
Frau Be  
w porządku, mnie nic do tego, mogą być nawet genitalia!
napiszę!
Karioka
<rzygi>
Frau Be  
spoksik na maksik <luzik>
Karioka
przed publikacją chcesz autoryzację zrobić, czy mi ufasz?
Frau Be  
ufam
pisać umiesz
debilka nie jesteś
Karioka
bardzo dobra odpowiedź
ale normalna też nie;)
Frau Be 
wiem, do kogo mówię...
Karioka
jeszcze będę mieć pytanie
Frau Be 
fuckt, jak na mnie, to bardzo nienormalna, ponieważ w większości nie ufam ludziom i nie przepadam za nimi, jednak w tej materii (piśmienniczej) wyraziłam poniekąd zaufanie do samej siebie, albowiem mam Cię piśmienniczo przetestowaną
(możesz to dać jako post scriptum)
Karioka
w końcu jestem Twoim chuderlawym guru blogspotowym
:)
i muzą natchniuzą
:)
Frau Be 
gurumunuwudusruru!
dawaj pytanie
póki jeszcze chce mi sie odpowiadać :D
Karioka
miałaś tak, albo jeszcze masz
że
jak się klikało w coś tam, to otwierało się coś tam
chyba w nick i blog
Frau Be
<myśli2>
jak w nick, to się otwiera profil Bloggera
a jak w blog, to zależy, gdzie
yyyy - na Onecie?
Karioka
że jak się klika w jedno, to otwiera się drugie
nie, jak się komentuje u mnie na blogspocie, to przerzuca na Onet chyba
Frau Be 
a!
no tak
ja tak sie podpisywałam, jak jeszcze nie miałam blogu na Blogspocie
zobacz u siebie w komentarzach moich, tam, gdzie nie byłam zalogowana na Blogspocie, to też mój nick był linkiem do mojego blogu na Onecie lub na Blogspocie
Karioka
jak jesteś Frau Be bez serduszka i klikam w to, to mnie przekierowuje na blogspot na Twój blog
zobacz sobie
Frau Be
bo ostatnio wpisuje ten blog, ale gdy go jeszcze nie miałam, to w starszych znajdziesz przekierowanie na Onet
znajdź coś sprzed miesiąca na przykład
Karioka
a chce mi się?
Frau Be
a wierzysz mi na słowo?
Karioka
wierzę
Frau Be
ok
Karioka
tylko czy tak się teraz da?
Frau Be 
zawsze się da
Karioka
żeby być Karioką z rękami i Karioką szarą
i jedną z blogspotu, a drugą z Onetu
Frau Be
poczekaj, wpiszę Ci komentarz pod najnowszym postem ze starym blogiem, chcesz?
Karioka
tak
:)
tylko z sensem
Frau Be
jasssne!
Zrobione
wpuść, najwyżej go potem wykasujesz
Karioka
wpuściłam
Ciebie nie wykasuję
Frau Be
no to sprawdź
link
popatrz, jakie to dziwne... 
Ty wiesz rzeczy, o których ja nie mam pojęcia, natomiast nie wiesz takich, które są śmiesznie proste
życie potrafi zaskakiwać!
Karioka
ale gdzie ten komentarz??
Frau Be
pod postem
Karioka
którym?
Frau Be
nie wiem! nie masz w oczekujących na moderację?
Karioka
już go opublikowałam, ale nie wiem gdzie
Frau Be
pod najnowszym
chyba
czekaj
masz napisane w opublikowanych komentarzach, do którego on jest postu
Karioka
pod 584 dałaś
najnowszy to 586
Frau Be
przez pomyłkę :D
nieważne
Karioka
nawet 587
co mi wodę z mózgu robisz?
Frau Be
ale to bez znaczenia
Karioka
jak bez znaczenia? znaleźć go muszę
Frau Be
z jakiegoś powodu widocznie mi się blog w dół przesunął
znajdź
Karioka
widzę
też tak chcę
a nie umiem
chcę być Karioką Onetową
bez zdjęcia
Frau Be
matko kochana, nic prostszego
Karioka
i Karioką Blogspotową z rękami
jak??
Frau Be 
uwaga, wykład!
1) jeżeli chcesz być Karioką Blogspotową z rękami, to musisz być zalogowana na Blogspocie i tylko na Blogspocie jesteś jako taka widziana, to jasne, prawda?
Karioka
tak
Frau Be 
2) chcesz być Karioką bez rąk, za to z przekierowaniem na Onet, więc przede wszystkim nie możesz być zalogowana na Blogspocie, bo automatycznie lecisz z rękami
tylko przyłazisz na Blogspotowy blog, dajmy na to, do mnie
i piszesz komentarz
po czym pod spodem rozwijasz listę "Komentarz jako"
i tam wyświetlają Ci się różne opcje
wybierasz: "nazwa/URL"
i w okienko "nazwa" wklepujesz "Karioka"
a w okienko "URL" - link do blogu na Onecie
Karioka
mojego?
Frau Be  
Twojego, bo jak wpiszesz do mojego, to będzie przekierowywało na mój <lol2>
Frau Be  
robimy próbę?
Karioka
jutro próba
Mąż przyszedł z kwiatami
Frau Be  
jest jeszcze wariant 3 - bez rąk, ale z URL Blogspotowym
Karioka
jutro już
jutro napiszę
Frau Be  
<yes>
<papapa>
Karioka
kocham Cię, Frau Be :*
Frau Be 
<okok>
Karioka
<papa2>

A teraz prywata do Frau Be - za te przeróbki i kilka godzin spędzonych nad tym postem należy mi się dożywotnia dostawa świeżej i pędzonej własnoręcznie przez Ciebie wiśniówki.