W czwartek dostaję w ramach pokuty przeczytanie (w dość specyficzny sposób) Hymnu o miłości św. Pawła. Wracam do domu i na jednej z ostatnich stron tej książki znajduję wzmiankę o tych samych wersach.
Przypadek? Nie sądzę. Jak dla mnie to znak. Podobnie jak kolejny, czyli słowa księdza Jana (pochodzące z podlinkowanej powyżej lektury) o relacjach, które trafiają w samo sedno.
"Uważam, że człowiek ma prawo chronić siebie przed relacjami, które z jakichś powodów są dla niego szkodliwe. Warto uświadomić sobie, że chrześcijaństwo nie jest cierpiętnictwem i jeżeli relacja z kimś nas rani, to mamy nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek chronić siebie".
"Są takie relacje, które bardzo nas obciążają, a nawet niszczą. I przed nimi trzeba się chronić, bo ostatecznie wynika z nich więcej szkody niż dobra - angażują nasz czas, uwagę, nasze siły i emocje, sprawiają, że nie zajmujemy się sprawami, gdzie naprawdę jest szansa na wydobycie dobra i sensu. Będziemy wiecznie wyciągać kogoś z jego dołków, a on nad sobą w ogóle nie pracuje, wymaga nieustannej pomocy i uwagi i na przykład odciąga nas od naszych powinności bycia przede wszystkim troskliwym ojcem czy matką. No trudno, trzeba powiedzieć: nie jestem psychologiem, nie jestem w stanie ci pomóc, nie rozwiążę za ciebie twoich problemów, to nie jest możliwe".
"Nie jesteś w stanie wszystkich potrzebujących nieść na swoich barkach. Te osoby muszą również nauczyć się ponosić konsekwencje swoich wyborów. Tak jest, że pewne relacje w naszym życiu pielęgnujemy, a inne się rozluźniają. Z pewnymi osobami nasze drogi się rozchodzą - każdy z nas musi iść własną".
Na koniec jeszcze jeden znak, czyli poniższy obrazek adekwatny w tym miejscu z powodu cytatu, który łamie konwencję - podobnie jak czyni to ksiądz Jan Kaczkowski.