Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 31 stycznia 2015

2022. Już rok!

Wystarczyło zaledwie kilka godzin nocnego sypania białego puchu, by w sobotnie przedpołudnie krajobraz w mieście wyglądał właśnie tak.


Już parę dni temu zamarzyła mi się weekendowa wycieczka do zaśnieżonego lasu. O co proszę, dostaję. Cudnie było - cicho, spokojnie, spacerowo - za rękę z Mężem.


A dzisiaj mija dokładnie rok odkąd wynajęliśmy mieszkanie. O tej porze byliśmy już po przeprowadzce w naszej kawalerce.

piątek, 30 stycznia 2015

2021. Hakerskie buty

Człowiek uczy się całe życie. Absolutnie w każdej dziedzinie.

Dzięki eksploracji sieci dowiedziałam się, że mój nowy czerwony nabytek to workery, a nie jak wcześniej sądziłam glany. Przynajmniej tak twierdzi ciocia Wikipedia.

Byłam tak bardzo podekscytowana zakupem, że dopiero w domu zauważyłam, iż paradowałam po ulicy z firmową reklamówką z napisem HAKER, do której sprzedawczyni zapakowała pudełko wraz z zawartością.



wtorek, 27 stycznia 2015

2020. Warstwy cebuli

Myśl, wybór, decyzja.

Samoświadomość, otwarty umysł, chęć rozwoju.

Kiedy otwierasz pewne drzwi, przekraczasz ich próg, wchodzisz do środka, zostajesz tam przez kilka godzin, dowiadujesz się nowych rzeczy, to po wyjściu stamtąd nic już nie jest takie samo.

Wiedza jest podstawą.


Źródło - klik

sobota, 24 stycznia 2015

2019. Filmowo

O tym jak ludzie radzą sobie z utratą pracy; samotnością i wyobcowaniem; kwestią własnej (i cudzej) seksualności; do czego są w stanie się posunąć, by zdobyć upragnione stanowisko; jak wygląda kobieca wolność w innej kulturze i religii; jaka jest cena milczenia; jak czuje się ktoś, kto po kilkunastu latach opuścił mury więzienia; czym jest rodzinna tradycja i lojalność; jak ucieczka sprzed ołtarza zmienia życie; jak sąsiedzkie niesnaski doprowadzić mogą do tragedii; jak łatwo norma staje się nienormalna i odwrotnie; o prawdziwej walce o przetrwanie; o nieumiejętności komunikacji w realnym świecie i o grach wirtualnych; o projekcjach, wyobrażeniach i zabawach, które zamieniają się w rzeczywistość. 

O tym właśnie traktują podlinkowane filmy, które razem z Mężem udało się nam ostatnio obejrzeć.


A na deser dwa dość mocne polskie obrazy:



poniedziałek, 19 stycznia 2015

2018. Lodołamacz

"Ogry mają warstwy
Cebula ma warstwy
Żona ma warstwy".

Cytat oraz tytuł autorstwa Męża. Oba w przenośni i dosłownie. Póki co, zajmę się jednak tym drugim.

Kiedy po raz pierwszy trafiłam na szkolenie do Czarodzieja i zaczęłam dzielić się wrażeniami z Dyrektorem Wykonawczym, łapałam jego zdumione, zdziwione (a czasem nawet pełne przerażenia - jak choćby wtedy, gdy wspomniałam o swojej ulubionej relaksacji o umieraniu) spojrzenia.

Potem, kiedy poszłam się odwrażliwiać, Mąż obserwował na co dzień jak się zmieniam i był wtedy o wiele bardziej przekonany do nowej metody niż ja, która się jej poddawałam. Jeszcze później, gdy w swoje ręce dostała mnie Czarownica, słuchał tego, co mam mu do powiedzenia po sesjach coachingowych.

Od samego początku torowałam całkiem nową dla siebie samej drogę, na którą i Dyrektor Wykonawczy zdecydował się wejść. Nawet niepotrzebne były jakieś długie i uporczywe namowy z mojej strony. Wystarczyły mu zmiany we mnie - zmiany, które widział gołym okiem i które słyszał na własne uszy.

Trzydniowe szkolenie z Racjonalnej Terapii Zachowania zachwyciło go na tyle, że zaczął uczęszczać na kolejny kurs prowadzony przez Czarodzieja, u którego (indywidualnie) obecnie odwrażliwia się również ze swojej igłowej traumy. Na dniach razem wybieramy się także na drugą część warsztatów z RTZ.

Mało tego - moje sesje coachingowe z Czarownicą dobiegły już końca. Za tydzień kolej na Męża, który pod profesjonalnym okiem trenerki będzie się uczył wychodzić ze swojej strefy komfortu.

Nawet w kwestii rozwoju (bo w innych to od dawna wiadomo i jest stuprocentowo pewne) nie jesteśmy normalnym, standardowym i typowym małżeństwem. Fantastycznie jest się rozwijać, ale równie fascynujące jest doświadczanie bycia świadkiem rozwoju najukochańszego człowieka.


środa, 14 stycznia 2015

2017. Dwa światy

Śmiem twierdzić, że nie miałam i nadal nie mam problemu z oddzieleniem rzeczywistości od świata wirtualnego, który znika wraz z wyłączeniem laptopa. Znika dosłownie - wraz z ludźmi, z którymi kontakt odbywa się jedynie za pośrednictwem monitora. Nie odczytam maila dopóki nie zajrzę do skrzynki, a nie mam w zwyczaju robić tego ze swojej komórki, która służy mi najczęściej do dzwonienia, rzadziej do pisania SMS-ów (których szczerze nie znoszę), czy robienia zdjęć (jeśli akurat nie wzięłam ze sobą aparatu).

Mam dystans do Internetu i tego, co się w nim dzieje. Im jestem starsza, tym jest on większy. Jako Kariokę znacie mnie tutaj, bo życie prywatne oddzielam od blogowego grubą kreską. Ale nie każdy tak ma. Ostatnio (prawdopodobnie na skutek mniejszej aktywności w tym miejscu) przekonałam się, że nawet osoby, które mają na mnie prywatne namiary, kontaktują się ze mną za pośrednictwem blogowego profilu na FB, zwracając się do mnie jako do Karioki. Najwidoczniej świat wirtualny przesłonił im rzeczywistość. Smutne, lecz prawdziwe.

Zmiany zapoczątkowane w ubiegłym roku, które w miarę dokładnie opisałam w ostatnim poście 2014., rozszerzają się na coraz to nowe obszary mojego życia, myślenia, odczuwania i działania. Przyzwyczajeni do czytania codziennych postów, niektórzy bardziej zaciekawieni i odważni, poczuli się zaniepokojeni moim przedłużającym się milczeniem, dopytując co z blogiem, czy coś się stało, bo przecież to do mnie niepodobne.

Spieszę więc donieść, że jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Muszę rozczarować tych, którzy myśleli, że umarłam/zachorowałam/rozstałam się z Mężem* (*niepotrzebne skreślić). Nic z tych rzeczy. Żyję i mam się wyśmienicie. Dyrektor Wykonawczy również.

Ostatnie dwa tygodnie upłynęły bardzo szybko oraz intensywnie. Sporo się wydarzyło. Oto i całkiem pokaźna lista:

- odebrałam pozytywny wynik MR głowy Głosu Rozsądku,
- przeczytałam "Zapis umierania",
- kurierzy dostarczyli mi zamówione farby oraz eko torby,
- razem z Dyrektorem Wykonawczym poszliśmy do księdza na plebanię,
- sprułam wiszący w szafie żółty sweter i własnoręcznie zrobiłam z niego na drutach komin oraz pierwszą w życiu czapkę,
- miałam sen o bliźniaczej ciąży pozamacicznej,
- dostałam uczulenia na powiekach, a do tego jeszcze zrobił mi się krwawy wylew w prawym oku i zamiast na wolontariat do hospicjum musiałam udać się do prywatnego gabinetu okulistycznego po fachową pomoc i ratunek (maść oraz krople) - na miejscu wyszło ponadto na jaw, że potrzebuję mocniejszych soczewek do czytania i tak z +1.25 w maju ubiegłego roku moja wada wzrosła do +2.0,
- odbyłam kolejną sesję coachingową z Czarownicą,
- wymieniłam kilka maili z Czarodziejem, proponując mu swoją pomoc przy pisanej przez niego książce oraz artykule,
- wraz z Mężem odwiedziłam właścicielkę mieszkania,
- po kilku telefonach do administracji oraz konsultacji z mieszkającą nad nami starszą panią, przyszli do nas kominiarze i po dokładnym sprawdzeniu zamontowali na dachu specjalną nasadę kominową, dzięki czemu piecyk się nie nagrzewa, spaliny nie ulatniają, a ciąg jest lepszy,
- na urodziny dostałam od Dyrektora Wykonawczego obiecany młotek i kombinerki - uczciliśmy ten fakt wielkim obżarstwem w postaci zamówienia największej pizzy w mieście i wypicia dwóch kieliszków czerwonego wina,
- oddałam w laboratorium krew do badania (cholesterol, glukoza i TSH), by z wynikami pójść na kontrolną wizytę do endokrynologa,
- spędziłam kilka godzin z mamą (przy kawie i cieście), która wpadła do kawalerki z życzeniami i prezentem w postaci pieniędzy na wymianę soczewek w starych oprawkach,
- przez całą dobę byłam wyłączona z czytania i pisania, gdyż na ten czas zostałam pozbawiona swoich okularów,
- nabyłam w lumpeksie śliwkową spódnicę, czekoladowy sweter z golfem, wiśniową bawełnianą bluzkę z długim rękawem oraz półprzezroczystą i zwiewną beżowo-popielatą tunikę,
- przegadałam kilka godzin przez telefon z taką jedną wariatką,
- kupiłam wreszcie tarkę do ziemniaków (nie zważając na sugestie Głosu Rozsądku, że wystarczy ta miniaturowa, którą mamy), dzięki czemu mogliśmy zjeść usmażone przez Męża placki - nie obeszło się przy tym bez strat w kilku poranionych oraz oparzonych palcach kucharza,
- zaczęłam czytać "Miłość, medycyna i cuda",
- pojeździłam znowu na łyżwach,
- byłam na rozmowie o pracę,
- spotkałam się w kawalerce z dawno niewidzianym znajomym gejem,
- zrobiłam porządek z ubraniami pozbywając się tych, których nosić nie będę oraz tych, które były zniszczone,
- razem z Mężem obejrzałam noworoczne fajerwerki oraz kilkanaście niszowych filmów, wypiłam litry kawy, pospacerowałam (trzymając się za ręce) w deszczu, mrozie, słońcu oraz wietrze, poprzytulałam na dzień dobry i dobranoc, podziwiałam pomarańczowo-różowo-liliowy wschód słońca za oknem, a także rozmawiałam o wielu mniej lub bardziej poważnych kwestiach.

Tak właśnie wyglądała dwutygodniowa rzeczywistość. Normalnie nuda.



poniedziałek, 12 stycznia 2015

2016. Trzy słowa


Źródło - klik

DOŚWIADCZENIE
ZABAWA
PIENIĄDZE

Dokładnie te trzy. 
Dokładnie w takiej kolejności. 
Ponoć to one mają być dla mnie najważniejsze w tym roku. 
Pożyjemy, zobaczymy.

sobota, 10 stycznia 2015

2015. Widokówki

Najpierw wysłała za mną list gończy. Później zaśpiewała mi przez telefon (niczym Marylin Monroe prezydentowi Kennedy'emu) 'Happy Birthday', a na koniec przypomniała, że jak się jest na urlopie, to się wysyła widokówki z ładnym widoczkiem dla Tych Co Trwają Na Posterunku.

No to na razie przesyłam pięć pocztówek z pozdrowieniami. A obszerne sprawozdanie będzie potem. Póki co możecie poczuć się jak Sherlock Holmes.