Przez ładnych kilkanaście tygodni żyliśmy z Mężem na dość mocno ograniczonej przestrzeni ze względu na rozłożone na podłodze płyty, ale przywykliśmy i całkiem nieźle dawaliśmy sobie radę z wyjściem na balkon, otwarciem okna, czy choćby odkurzaniem mieszkania. Teraz mamy tyle wolnego miejsca, że nie bardzo wiemy co z nim zrobić. Jakoś tak strasznie luźno się nam zrobiło na tych dwudziestu kilku metrach kwadratowych kawalerki.
Pogoda wariuje. Schowałam dumę do kieszeni i wyciągnęłam z szafy jesienno-wiosenną, upraną już po sezonie, kurtkę. Noszony jeszcze kilka dni temu trencz wisi w przedpokoju i czeka na swoją szansę. Może w długi weekend uda mi się go założyć i nie zmarznąć?
Poszłam wreszcie do mojego ulubionego doktora, bo nie widziałam się z nim od ponad roku. Dostałam receptę na kończący mi się Euthyrox 100, skierowanie na badanie poziomu TSH, cholesterolu i trójglicerydów oraz skierowanie do poradni genetycznej, do której wypadałoby się w końcu zarejestrować. Praktycznie cała rodzina ze strony mamy (brat, babcia, dwóch braci babci) umarli na raka płuc. Siostra mamy ma obecnie poważne problemy z płucami, a mama jest w trakcie diagnozowania, bo ostatnie RTG nie wyszło zbyt dobrze. Rodzicielka nakazała mi więc powiadomienie ulubionego lekarza o konieczności otrzymania od niego stosownego papierka. No to wzięłam go - dla spokojności w rodzinie.
Mąż tradycyjnie 2. maja ma urlop. Tym razem obchodzić będziemy siódmą rocznicę ślubu kościelnego. A rozwodu jak nie było, tak nie ma - choć wiem, że są tacy, którzy bardzo by się z takiego obrotu sprawy ucieszyli. No cóż...
Przez najbliższe cztery dni mam nadzieję na liczne spacery z Dyrektorem Wykonawczym połączone z uważnym delektowaniem się pięknie zieloną i kwitnącą wiosną oraz wygrzewaniem się na ławce w promieniach słońca. Liczę też na jakieś nowe kulinarne doznania - zarówno obiadowe, jak i deserowe.
Nie ominą nas jednakże zwykłe przyziemne zakupy - potrzebujemy nowej poszwy (a nawet dwóch) na nasze kołdry (każdy z nas śpi pod swoją) oraz prześcieradła. Znaleźliśmy nawet miejsce, w którym miła pani wyjmie z opakowania poszewki na poduszki (nie używamy ich, bo ja mam poduszeczkę z sową, a Mąż poduszkę leczniczą) i odliczy od ceny kompletu.
Głos Rozsądku nazywa mnie teraz Puzzlową Księżniczką, więc poczułam się zobowiązana do znalezienia dla siebie tematycznie odpowiednich kolczyków i jest szansa, że niebawem będę mogła je nosić.
Tymczasem wklejam zdjęcia tych, które były ze mną podczas obu ślubów - razem z identyczną bransoletką oraz kolią.