Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 13 czerwca 2016

2196. Z buta

W sobotę pojechaliśmy z Mężem na trzygodzinną i siedmiokilometrową wycieczkę - do miejsca, w którym jeszcze nigdy nie byliśmy. Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy od obejrzenia (niestety tylko z zewnątrz) starego zabytkowego kościoła otoczonego obłędnie pachnącymi lipami.



Cel, do jakiego zmierzaliśmy, majaczył w oddali. Po drodze podziwialiśmy ptaki (choć dzięcioł zabawiał się z nami w ciuciubabkę) i kwiaty. Minęliśmy też nowy i ogromny kościół. Była także i rzeczka.




Potem weszliśmy w krzaki i las, a tam żywego ducha. Niezbyt komfortowo się czułam, ale ptasie trele, pole poziomek oraz piękno przyrody choć trochę rekompensowało mi tamten lęk. 

Idąc drogą na obrzeżach lasu z ogromnym apetytem pałaszowaliśmy zabrane z domu bułki z pasztetem i świeżym ogórkiem.





Później znowu weszliśmy do lasu, gdzie natknęliśmy się na sporych rozmiarów ślimaka i roślinę o dość osobliwych liściach.



Miejsce docelowe ledwo było widoczne zza wierzchołków drzew. Pozostało nam jeszcze "tylko" wspiąć się pod górkę i oczom naszym ukazała się piękna panorama.



A wieczorem wybraliśmy się do centrum, by razem z innymi kibicami na wielkim telebimie obejrzeć kawałek meczu Anglii z Rosją.