Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 10 lipca 2016

2207. Z wizytą

Pięćdziesiąt kilometrów to odległość jaka dzieli nas i właścicielkę kawalerki. Wczoraj, razem z Mężem, wybraliśmy się wreszcie "w gości". Zabraliśmy ze sobą torbę prezentową wraz z zawartością, butelkę wody mineralnej, dwie bułki z pasztetem, parasolki oraz dobry humor. Środkiem komunikacji był bus, w którym spędziliśmy po godzinie w każdą stronę.

W drodze podziwiałam widoki i uroki polskiej wsi, a na miejscu morze zieleni, kwiatów, alejek spacerowych, skwerki, parki, przepiękny wystrój kościoła oraz psa w wersji mini o przecudnych brązowych oczach, mokrym nosie i mięciutkiej sierści, który nie przepadał za fotkami, dając mi to do zrozumienia odwracając łebek w bok - nawet Dyrektor Wykonawczy nie był w stanie przekupić czworonoga głaskaniem.







Były rozmowy, było zwiedzanie, był też czas na konsumpcję. Bób, ciasto, kawa, woda z miętą i cytryną, chłodnik (Głos Rozsądku był wniebowzięty, ja nawet nie tknęłam), karczek w kapuście (mięciutki i rozpływający się w ustach), ogórki małosolne i ziemniaki.


Były też dwie atrakcje prosto z Finlandii, czyli mięso z łosia (po lewej jeszcze na surowo, a po prawej już usmażone i gotowe do spożycia) - ponoć bardzo zdrowe i ekskluzywne (w smaku może być, ale szału nie ma) oraz likier z tamtejszych malin.