Rzutem na taśmę załapałam się na ostatnie przecenione pary. No bo jak odmówić sobie ulubionej czerwieni i botków w sam raz na suchą jesienną aurę? Towarzyszyła mi oczywiście mama, która również nie wyszła ze sklepu z pustymi rękami. Za to obuwie Męża kosztowało dokładnie tyle ile zawartość moich pięciu pudełek. Faceci mają o wiele gorzej. I co za tym idzie - o wiele mniej butów. W naszym małżeństwie proporcje wynoszą równiutko cztery do jednego - na moją korzyść.
Dyrektor Wykonawczy wrócił z zasłużonego urlopu do pracy, gdzie jak ze ścianą zderzył się z bumelanctwem i nieróbstwem swojego zmiennika, na którego brak zaangażowania w służbowe obowiązki gromadzi namacalne dowody celem przedstawienia szefowi przy rozliczaniu kolejnego okresu. Tamte proporcje są porażające - Głos Rozsądku w ciągu tygodnia potrafi założyć kilkadziesiąt zleceń, podczas gdy jego kolega zaledwie około dwudziestu przez cały miesiąc.
Sierpówki mają się świetnie i obojgu nam jedzą już z ręki. Na szczęście w tym przypadku proporcje rozkładają się po równo - aczkolwiek na zdjęciach tym razem widoczna jest tylko moja dłoń.