Tak się złożyło (wierzę, iż wcale nieprzypadkowo), że wczoraj (czyli dokładnie w przeddzień) włożyłam do naszego małżeńskiego albumu ostatnie wywołane (bo zaktualizowane w ubiegłą sobotę) poślubne zdjęcia.
Dziś rano (kiedy jeszcze leżałam w łóżku na śpiocha z otwartym jednym okiem) Dyrektor Wykonawczy złożył mi życzenia, całując wszystkie części mojego ciała wystające spod kołdry, a w rękę włożył pudełko czekoladek, zaś na dywanie postawił butelkę ulubionego jeżynowego wina.
Zupełnie bym się zatem nie spodziewała, że po powrocie Głosu Rozsądku z warzywniaka i mięsnego, dostanę jeszcze takie same kwiaty, jakie osiem lat temu trzymałam w dłoni w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Jest jeszcze jeden prezent rocznicowy, jaki otrzymałam od Męża. Co prawda ze względów logistycznych stało się to trochę wcześniej, bo prawie trzy tygodnie temu, ale dzięki takiemu obrotowi sprawy, wszyscy troje mieliśmy czas na wzajemne nauczenie się swoich zwyczajów.