Wreszcie przestała boleć mnie głowa. Spadł deszcz, a wraz z jego pojawieniem się zniknęła migrena. Dopiero teraz w pełni mogę cieszyć się prawdziwie jesienną aurą w tym nieco pochmurnym i mokrym wcieleniu.
Sobota przemknęła lotem błyskawicy. Poczułam się prawie jak za dawnych studenckich czasów, zgłębiając tajniki PJM, w którym coraz lepiej się odnajduję dzięki upraszczaniu przekazu i myślenia w tym języku.
Był czas na spacery z Mężem, był czas na kto wie czy nie ostatnie w tym sezonie lody, był czas na utrwalenie w kadrze ciepłych promieni słońca, przed którymi chowałam swoją zbolałą głowę.
Dzisiaj, z zaskoczenia, odwiedziła nas mama wracająca z poradni genetycznej, do której w czwartek wybieram się i ja. Już wiem, że dostanę skierowanie na te same badania krwi w związku z obciążeniem rakiem płuc. Ale przynajmniej nie będę musiała opowiadać historii chorobowej całej rodziny, gdyż pani doktor dokładnie przepytała z niej mamę. Pozostaje mi tylko dodać swoją część.