Trzy godziny oczekiwania na swoją kolej przed gabinetem poradni genetycznej zaowocowało dziesięciominutową wizytą u pani doktor, od której dostałam skierowanie na dokładnie te same badania co mama.
Gdyby ktoś był ciekawy o co chodzi z tymi skrótami, podaję właściwe źródła:
Na szczęście w tym wypadku nie trzeba było być na czczo, więc praktycznie od razu pobrano nam obu krew. Wyniki za jakieś dwa miesiące. Wtedy okaże się czy któraś z nas (albo żadna, albo obie) jest nosicielem genu, mogącego powodować mutacje, o których mowa w powyższych linkach.
Lekarka utwierdziła mnie w przekonaniu, że rokroczna mammografia (termin mam na początek listopada) oraz usg piersi plus co pół roku test ROMA (wybieram się jeszcze w tym miesiącu) i opieka ginekologa to właściwy sposób profilaktyki i dbania o swoje zdrowie.
Jako że niespecjalnie lubię wszelkiego rodzaju przychodnie, poradnie, szpitale i temu podobne miejsca, wieczorem Mąż zaprosił mnie do kina - celem odreagowania i odstresowania. I to był świetny pomysł.
W drodze powrotnej do domu oboje zastanawialiśmy się co w trakcie nieobecności pani i pana porabiał nasz skrzydlaty pomarańczowy przyjaciel, czyli blogowy Pepe, bo tak będę tu o nim pisać.