Dyrektor Wykonawczy ostatnio odgrażał się, że ponoć od czwartku można spodziewać się przedwiośnia, a dzisiaj dodał, że marzą mu się roztopy, bo ma dość zimy. Mnie się zima nie znudziła, gdyż lubię tę porę roku. Marznę jedynie w domu, bo na dworze jak się odpowiednio ubiorę, jest mi dobrze - no chyba, że nie założę czapki (jak w niedzielę albo dziś), ale jak się ma krótkie włosy, które się gniotą (dokładnie tak - gniotą) pod jakimkolwiek nakryciem głowy, a czasem chce się ładnie wyglądać, to się cierpi.
Ostatni dzień stycznia, a dopiero był Sylwester... Na przywołanie wiosny kupiłam sobie biedronkowe żonkile, które ze szczelnie zamkniętych pąków po całej nocy zaczęły się powoli otwierać. Wystarczyło, że wyszłam po zakupy, a kiedy wróciłam różnica była znaczna.
Jestem bardzo zadowolona ze zmiany operatorów (zarówno komórkowego, jak i internetowego). Wreszcie wolna, bez abonamentów, bez kabla i nawet limit danych mnie nie ogranicza (Mąż czuwa nad zużyciem), bo wciąż korzystam za mało i nieraz dostaję od Głosu Rozsądku burę, by zużywać więcej, ale jak mi nie potrzeba, to przecież nie będę nic robić na siłę.
Dzwoniła mama, że dostałam pismo z informacją o przyznaniu mi dofinansowania do kursu PJM dla zaawansowanych, więc od kwietnia znowu będę migać. Już się nie mogę doczekać.
Rodzicielka odwiedziła nas wczoraj i trzeba było widzieć radość na jej twarzy z faktu, że Pepe zjadał ziarenka, które kładła sobie na palcu. Ten uroczy i słodki łakomczuch oswaja się z każdym dniem coraz bardziej, a obserwowanie go to czysta przyjemność.