Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 16 lutego 2019

2639. Prezenty, prezenciki

Jakoś (z pomocą jednej małej, podzielonej na pół, tabletki) dałam radę przetrwać ten tydzień w pracy. Od poniedziałku mam zażywać już po całej okrągłej pigułce.

Jak się czuję? Trochę chce mi się spać, trochę jestem spokojniejsza, trochę bardziej pocą mi się dłonie, trochę mam mniejszy apetyt. Na razie tyle zmian zaobserwowałam.

Dyrektor Wykonawczy już w środę rano podarował mi bukiet tulipanów z okazji przypadających na czwartek Walentynek. Wcześniej razem znaleźliśmy na ulicy świeczkę w kształcie serduszka.


Wczoraj odebrałam wreszcie orzeczenie o niepełnosprawności, a dzisiaj przed południem pojechaliśmy z Mężem kupić dla mnie ulgowy bilet autobusowy na najbliższe trzy miesiące. 

Potem szukaliśmy większej torebki (z powodzeniem), a że w oko wpadła mi jeszcze taka mała wiosennie zielona, więc się jej nie oparłam. I tak kupiłam obie w ramach prezentu urodzinowego od rodzicielki, podobnie jak wcześniejszą torebkę oraz kamizelkę.


Spotkaliśmy się też z mamą w galerii handlowej (pierwsza wyprawa rodzicielki po złamaniu ręki i zdjęciu gipsu), gdzie zjedliśmy co nieco, by później przyjechać we troje do nas, wypić kawę, herbatę, po kieliszeczku wiśniówki (mnie teraz nie wolno), skosztować dwóch ciast kupionych przez Dyrektora Wykonawczego, ptasiego mleczka oraz czekoladek, które wczoraj dostałam w ramach Walentynek od pacjenta.


Kilka tygodni wcześniej, za urodzinowe pieniądze przysłane mi przez ciotkę, zakupiłam kurtkę (bardzo jestem z niej zadowolona), torbę oraz różaniec w formie pierścionka, gdyż poprzedni jest niestety za ciasny.


Żeby nie było - Mąż z okazji Walentynek oraz zbliżających się urodzin zamówił sobie w ramach prezentu ode mnie słuchawki, jakie mu się podobały. I chyba już ich nie odda, bo siedzi obok na sofie i coś tam słucha z telefonu.


A prosto jemu samemu trafić w swój własny gust nie było, bo najpierw przyniósł do domu głośnik nazwany przeze mnie termosem. Posłuchał i zaniósł z powrotem do sklepu. Później poszedł obejrzeć duże głośniki. Następna w kolejce była inna para słuchawek. Ze wszystkiego, po namyśle, zrezygnował.