Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 22 września 2019

2846. Niedzielnie

Spaliśmy, a właściwie ja spałam, do 8:30. Zawsze po chemii potrzebuję snu i nie żałuję go sobie. Zwłaszcza, że dziś niedziela, więc żadnych badań, wizyt, ani podobnych atrakcji nie ma.

Jajecznica na boczku na śniadanie. Do tego kawa i herbata. Plus garść leków i zastrzyk w brzuch. Mierzenie temperatury i ciśnienia - to także moje stałe poranne rytuały.

Potem podział prac - wczorajsze pranie, dzisiejsze (podwójne) pranie - to moja działka. Gotowanie zupy grochowej - to działka Męża. Degustacja wspólna. Tak samo, jak i kawy z mlekiem z kafetierki oraz soku pomarańczowego z blendera.

Prysznic, makijaż, fryzurka (czyli codzienny dylemat - co na głowę założyć) i po godzinie czternastej wyszliśmy wreszcie z kawalerki na spacer. Pogoda piękna, wprost wymarzona.

Najpierw po gałce lodów, żeby mieć siłę chodzić. Później już tylko przyroda, pierwsze oznaki jesieni, wygrzewanie się w promieniach słońca...





Na koniec czekała nas prawdziwa niespodzianka. Trafiliśmy na piknik rodzinny, gdzie całkiem za darmo częstowano kiełbaską z rożna, chlebem z miodem oraz kawą i herbatą. Skorzystaliśmy z przyjemnością - podobnie jak inni spacerowicze.