Wróciłam od ginekologa-endokrynologa, do którego zapisała mnie kilka dni temu pani doktor, u której byłam na USG. Lekarz bardzo konkretny, kontaktowy i kompetentny - zrobił na mnie niezwykle pozytywne wrażenie, choć widziałam go pierwszy raz w życiu. Wzbudza zaufanie - przynajmniej moje, a to niełatwe.
Pooglądał wszystkie badania tarczycy z ostatnich prawie czterech lat plus całkiem świeże wyniki krwi oraz moczu. Wszystko jest super. Wystarczy, że zaczęłabym przyjmować jakieś witaminy dla kobiet planujących ciążę, ograniczyła spożycie kawy i czarnej herbaty, a także pepsi, mleka, soli oraz białego pieczywa i byłoby świetnie.
Mąż powinien się przebadać pierwszy, czyli zrobić spermiogram oraz posiew nasienia i antybiogram. Jeśli one będą w porządku, mnie pozostają wizyty u tamtej pani ginekolog i zrobienie USG TV w siódmym lub ósmym dniu cyklu, żeby zobaczyć jak się ma sprawa owulacji i czy pęcherzyki rosną. Dobrze byłoby też zrobić HTB jajowodów.
Wyszłam stamtąd i miałam łzy w oczach. Z jednej strony widać, że podejście obojga lekarzy jest przyjazne i dające nadzieję. Z drugiej - nie stać nas na te wizyty, badania, lekarstwa. Gdyby nasza sytuacja finansowa i mieszkaniowa była inna, bez wahania oddałabym się w ręce tamtych ludzi.
Oboje z Mężem bardzo chcielibyśmy zostać rodzicami. Chodzimy na spacery. Widzimy na nich pary z dziećmi. Myślimy o naszym utraconym Adasiu. Tęsknimy za kolejnym maluchem. Ciężko mi o tym pisać, bo nie mogę powstrzymać płaczu. Prawda jest taka, że nie stać nas na dziecko. Ta świadomość jest bardzo bolesna i trudna.