Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 29 września 2013

1.334. Niskociśnieniowiec

Kilka dni temu Mąż przytaszczył ze sklepu dynię. Taki sabotaż, bo na liście zakupowej jej nie było. Dzisiaj na obiad mieliśmy z niej zupę. Dyrektor Wykonawczy obierał, gotował i miksował, a ja doprawiałam dużą ilością gałki muszkatołowej, tymianku i pieprzu. Plus zielona natka pietruszki. Jakie to pyszne wyszło! I - o dziwo - zostało jeszcze na jutro.

W kościele, już prawie pod koniec mszy, o mało co nie zemdlałam. Najpierw ziewanie, potem szumy w uszach, mroczki przed oczami i nogi jak z waty. Powiedziałam Mężowi co się dzieje, ale jakoś dałam radę wytrzymać i nie upaść. Potem wracaliśmy do domu bardzo szybkim marszem, bo zimno było. Premierę w tym sezonie miały moje żółte rękawiczki.

Trzy torebki czekolady rozpuszczone w gorącym mleku. Wypiłam prawie duszkiem. W głowie jak się kręciło, tak nic się nie zmieniło. Dyrektor Wykonawczy poszedł po matkę. Przyszła z ciśnieniomierzem. 102/61 - po wypiciu półlitrowego kubka czekolady. Wolę nie myśleć ile wynosiło ono w kościele. Dostałam polecenie zjedzenia czegoś słodkiego. Po trzech batonikach zostały jedynie papierki, a po winogronach ogonki.

Wypiłam herbatę - jakąś energetyczną, ale nie bardzo działa. Dyrektor Wykonawczy zaproponował swoją. Pytam więc:

- Jaką masz?
- Ciemną.
- Czyli jaką?
- Okrągłą.
- Ale jaką?
- Z pudełka.

I weź się z własnym Mężem dogadaj. A chciałam tylko wiedzieć czy to zielona, czerwona, zwykła czarna, a może Earl Grey.