Za nami chłodny kwiecień, który zamknęłam kontrolną wizytą u ginekologa, kardiologa i psychiatry oraz badaniami - USG transwaginalnym, posiewem, cytologią, EKG, mammografią i USG piersi oraz badaniami moczu w kierunku BK (do tej pory bladego pojęcia nie miałam, że takowe istnieją).
Maj zawitał ze słońcem, ciepłem, zielenią, zapachem kwitnących krzewów i drzew...
Pierwszego przyjechała do mnie koleżanka, którą poznałam w trakcie leczenia. Pokazałam jej kilka fajnych miejsc, zaprosiłam na obiad, deser i kawę. Wreszcie miałyśmy czas tylko dla siebie, bo trudno takim nazwać rozmowy przez telefon i kilka minut na korytarzach onkologii kiedy przyjeżdża na kontrolne badania i wizyty lekarskie.
Drugiego obchodziliśmy z Mężem trzynastą rocznicę ślubu kościelnego - tym razem koronkową. Wybraliśmy się razem na obiad, a potem na lody. Od lat tego dnia bierzemy urlop w pracy - tak też było i w tym roku.
W robocie zawirowania i zamiany biurek, pokoi oraz osób - na szczęście wciąż robię to samo i po dwóch różnych miejscach wróciłam na swoje dawne - aczkolwiek "do towarzystwa" mam dwie całkiem nowe osoby.
Przyznam, że nie tylko ja nie nadążam za tokiem myślenia i brakiem organizacji oraz jakiejkolwiek umiejętności zarządzania ludźmi, ale przez półtora roku pracy nauczyłam się cierpliwości, spokoju, kontrolowania swoich emocji, a także zmiany podejścia do kwestii, na które nie mam żadnego wpływu.