Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 30 czerwca 2017

2337. Zdiagnozowana

W poniedziałek i wtorek miałam w pracy drugą zmianę i całą masę roboty, więc czasu na pisanie nie było. A od środowego poranka aż do dzisiaj byłam w szpitalu celem zdiagnozowania moich dolegliwości ginekologicznych.

Wróciłam dokładnie w to samo miejsce i na ten sam oddział co cztery lata temu. Wtedy tylko jedzenie było okropne. Teraz nawet do cateringu - choćbym bardzo chciała - nie mogę się przyczepić.

Inna sala, inne współtowarzyszki na niej, ale większość personelu wciąż ta sama. Z ręką na sercu poleciłabym w razie konieczności pobyt właśnie tam. I sama (jeśli zajdzie taka potrzeba) z pełnym zaufaniem oddam się w ręce takich ludzi.

Torbiel na jajniku jest. Na szczęście niewielka. Dostałam tabletki, które (być może) pozwolą mi się jej pozbyć, ale o ich działaniu przekonam się dopiero 11. lipca, bo wtedy mam mieć robione kontrolne USG na szpitalnej aparaturze.


Jutro mam nadzieję napisać coś więcej i dokładniej w temacie szpitalnym.

niedziela, 25 czerwca 2017

2336. Kolorowo

Kiedy je kupiłam i przesadziłam do większej doniczki na balkonie wydawały się takie mikrutkie i liche, ale proszę - oto co słońce, woda i duża dawka mojej miłości z nimi uczyniła. Nowe liście, nowe pączki i jest czym cieszyć oczy.


Sprzedawcy truskawek w tym roku nabijają nas w butelkę. Mąż niejednokrotnie był świadkiem przesypywania hiszpańskich owoców z plastikowych pudełek do polskich łubianek. Rzadko trafiają się słodkie i prawdziwe. My mieliśmy szczęście. Podwójne, bo i czereśnie były przepyszne.


Oto i złodziej sałaty lodowej przyłapany na gorącym uczynku. Rozbisurmanił się nasz Pepe, oswoił i kombinuje ile może. Ale straszny z niego słodziak.

sobota, 24 czerwca 2017

2335. Pięknie i pysznie

No i jak ja mam wyzdrowieć skoro pogoda wariuje? Rano zimno, potem gorąco, później wieje i tak w kółko. Łykam już drugie opakowanie Sinupretu, a zatoki wciąż nie działają jak powinny.

Wczoraj byłam tak zmęczona codziennym porannym wstawaniem do pracy na pierwszą zmianę, że z uczuciem ulgi padłam wieczorem na sofę z perspektywą weekendu i odespania zarwanych godzin.

Po niespiesznym gramoleniu, śniadaniu i praniu poszliśmy sobie z Mężem na spacer. Oczywiście z aparatem i zapasowymi akumulatorkami w torbie.

Przyznam, że ledwo szłam - jakaś taka pozbawiona siły byłam. Do domu wróciliśmy więc autobusem.








Na obiad zamówiliśmy pizzę, ale o mały włos nie bylibyśmy w stanie za nią zapłacić, bo Pepe dosłownie położył łapę na przygotowanych przez nas pieniądzach. Potem z zazdrością i wyrzutem, z góry spoglądał na pozostałe w pudełku dwa kawałki sam mając do dyspozycji jedynie odrobinkę ciasta.

wtorek, 20 czerwca 2017

2334. W kropce

Okazało się, że tak naprawdę wszystkim moim problemom zdrowotnym winne są zatoki i to je trzeba leczyć. Za radą pana doktora zakupiłam więc ziołowy specyfik i zażywam wedle wskazań.


Ze stresu, nerwów i upału boli mnie od wczoraj głowa. Ani kawa, ani Aspiryna, ani nawet energy drink nie pomagają.

Za niecałe trzy tygodnie kończy mi się umowa na okres próbny. Żyję w napięciu czy mi ją przedłużą. Jakby tego było mało, na poniedziałkowej kontrolnej wizycie u ginekologa dostałam skierowanie do szpitala. Na kiedy? Od 28 do 30 czerwca.

I masz babo placek. Z pięknym zakalcem.

Nie mogłam się skupić. Nie mogłam usnąć. Ale że jestem zwolenniczką mówienia prawdy, poszłam dziś do szefowej i powiedziałam otwarcie jak się sprawy mają. I że jestem w kropce, bo z jednej strony zdrowie, a z drugiej praca. W tym samym czasie.

Pisałam już kilkukrotnie, że mam ogromne szczęście do mądrej kierowniczki (a nawet dwóch). Usłyszałam więc, że pobyt w szpitalu jest zdarzeniem losowym, które w żaden sposób nie wpłynie na umowę o pracę, więc mam się nie martwić tylko zadbać o siebie.

Odetchnęłam po raz kolejny. Ale stres jeszcze ze mnie nie zszedł. Najskuteczniejszym lekiem w jego pokonywaniu jest obserwowanie Pepe. Ten mały ancymon interesuje się wszelkimi nowościami - zarówno technicznymi, jak i kosmetycznymi. Ale najbardziej ciągnie go do jedzenia - dzisiaj ściągnął mi z talerza kawałek sałaty lodowej i pomidorka.

niedziela, 18 czerwca 2017

2333. Oddech

Na wszelakie tabletki patrzeć już nie mogę, ale co zrobić jak łyknąć trzeba? Znacznie wzrosło nam zużycie wyciąganych z pudełka chusteczek, które skutecznie rysują mi nos. Kto miał katar, ten wie o czym mówię.

W piątek wyszłam z Mężem do kameralnego osiedlowego ciucholandu w poszukiwaniu T-shirtów dla Dyrektora Wykonawczego. Nie było nas może z pół godziny, a wróciłam do kawalerki ledwo żywa. Potem zaległam na sofie pod kocem i nawet się chwilę przedrzemałam.

Wczoraj pojechaliśmy do rodziców na obiad. Zimno jak nie wiem co, a do tego jeszcze mżył upierdliwy deszcz i wiał przenikliwy wiatr. Poczułam się lepiej, więc przyszliśmy do domu na piechotę, co - zważywszy na pogodę - zbyt mądre i odpowiedzialne nie było.

Już od kilku dni jedzenie nie bardzo mi smakuje. Najchętniej nawilżałabym gardło ciepłymi płynami i żywiłabym się owocami oraz warzywami. Byle tylko jak najmniej gryźć.

Odespałam zaległości, więc jest mi dzisiaj trochę lżej, ale do pełni formy daleko. Jutro poranna zmiana w pracy, a później wizyta u ginekologa.

piątek, 16 czerwca 2017

2332. Bez sił

Taka ładna była wczoraj pogoda, a ja (mimo najszczerszych chęci, które nijak nie chciały współpracować z dość marną kondycją ciała) dałam radę jedynie przespacerować się razem z Mężem w obrębie kilku sąsiednich ulic.






Nacieszyłam oczy mnogością barw, a i nosowi coś się też dostało. Jaśmin pachniał obłędnie. Zarówno jego woń, jak i kwitnące lipy (na nie trzeba jeszcze trochę poczekać) to moje ulubione zapachy lata.

Noc była ciężka i bardziej przesmarkana niż przespana. Chciałam pokazać się dzisiaj doktorowi Tomaszowi, ale przychodnia nieczynna, więc leczę się tym, co mam w domu.

czwartek, 15 czerwca 2017

2331. L4

Najpierw pociągał. Potem zaczął dychać. W niedzielę wieczorem zrobiłam mu awanturę, że nie dość, że nie dba o siebie, to jeszcze mnie zaraża. W poniedziałek rano poszedł do lekarza. Trzydniowe zwolnienie i cała siatka lekarstw - w tym antybiotyk - oto do jakiego stanu doprowadził się Mąż.


Dzisiaj rozpoczął się nasz czterodniowy weekend (oboje wzięliśmy na jutro urlop), a teraz to ja jestem pociągająca i zaczynam dychać. Ciekawe komu to zawdzięczam...

niedziela, 11 czerwca 2017

2330. Sporo

Siadłam sobie wczoraj wieczorem na sofie, z laptopem na kolanach, żeby wreszcie napisać post, ale zamiast tego razem z Mężem pojechaliśmy na drugi koniec miasta po klapki do pracy dla mnie. A że wróciliśmy już późno, więc poszliśmy spać. No i z sobotniej notki nici.

Odkąd zaczęłam pracować dni mijają mi bardzo intensywnie i szybko. Nawet jeśli mam czas, by coś skrobnąć, nie zawsze mi się chce. Bo albo trzeba ogarnąć coś w domu, albo jestem zmęczona, albo mam coś innego do załatwienia na mieście.

W minionym tygodniu działo się znowu sporo. Zamówiłam i odebrałam jubileuszową wersję jednej z ich najlepszych płyt.



Byłam też po swój dyplom ukończenia kursu PJM. Podpisałam kolejny wniosek o dofinansowanie do uzupełniającego kursu, który ma się rozpocząć 1. grudnia tego roku. Spotkałam się z koleżanką na kawie i niesamowitą frajdę sprawiła mi możliwość uiszczenia rachunku za nas obie. Byłam u fryzjerki na farbowaniu odrostów i podcięciu włosów. Odebrałam również zareklamowany spieniacz do mleka. Odwiedziłam swój ulubiony ciucholand. Odbyłam nieskończoną ilość rozmów telefonicznych.

Dyrektor Wykonawczy, który aktualnie jest wielce pociągający, w tym samym czasie dzielnie mi pomagał, odciążając od wielu spraw. Jak choćby od przekazania właścicielce mieszkania pieniędzy za wynajem i za rachunki, a także od spotkania z Czarnulą, którą gościł w kawalerce podczas gdy ja siedziałam w salonie fryzjerskim. O spożywczych zakupach oraz przygotowywaniu posiłków nie wspominając.

Nasz mały skrzydlaty przyjaciel jest fanem picia wszelkiego rodzaju. Sok pomarańczowo-bananowy stał się już normą. Teraz ciekawią go jeszcze inne mniejsze i większe buteleczki.


Wczoraj przeszedł samego siebie. Najpierw przyleciał na stół, by przykicać do stojącej na nim butelki likieru kokosowego, którą obdziobał z zewnątrz. Następnie wskoczył na kieliszek i chciał spróbować co w nim było. Na szczęście na dnie znajdowała się tylko kropla alkoholu, której nie miał szansy dosięgnąć.

niedziela, 4 czerwca 2017

2329. Nie dla głodnych

Jest takie przysłowie zaczynające się od słów "nie miała baba kłopotu..." Pozwolę sobie je odrobinę zmienić na "nie miał chłop kłopotu, kupił teściowej telefon..." No a teraz robi za pomoc techniczną, konsultanta i helpdesk w jednym, bo mama sobie nie radzi z najprostszymi funkcjami. I pomyśleć, że mieliśmy w planach podarować jej komórkę...

Odkąd przestałam jeść słodycze, stałam się jeszcze większą fanką mięsa, które i tak zawsze bardzo lubiłam. Pod warunkiem, że jest chude, dobrze przyprawione i smażone lub pieczone. Tydzień temu na niedzielny obiad Mąż kupił kurczaka z rożna. Jakie to było smaczne...

Wczoraj wybraliśmy się z rodzicielką do naszego ulubionego lumpeksu. Dyrektor Wykonawczy obłowił się w trzy pary dżinsów i pasek, ja zdobyłam jedne dżinsy, dwa T-shirty i szafirową torebkę, a rodzicielka wyszła z dżinsową spódnicą oraz bluzką. Potem, we troje, przyjechaliśmy do nas, a Głos Rozsądku (znowu w ramach obiadu) udał się po kubełek panierowanych polędwiczek, które dream team spałaszował w trybie przyspieszonym.

A dzisiaj, celowo i z premedytacją, wylądowaliśmy na obiedzie w barze - tym samym, w którym podają najlepszą na świecie wątróbkę. Mąż zamówił gołąbki, a ja polędwiczki w sosie kurkowym. Aż nieprzyzwoite jakie to było dobre...