Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 15 grudnia 2018

2610. Iść dalej

Miałam bardzo ciężki tydzień. Głównie mam na myśli pracę i atmosferę w niej panującą. Do tego dołożyły się jeszcze problemy zdrowotne, które wedle mojej intuicji są odzwierciedleniem sytuacji w wyżej wymienionym miejscu.

Najpierw pojawiło się uczulenie na twarzy, które wcale nie zniknęło (choć powinno) na skutek zastrzyku z Phenazolinum. Musiałam jeszcze  wykupić przepisane przez panią doktor tabletki i maść ze sterydem, żeby skutecznie pozbyć się czerwonych krostek.

To, że boli mnie kręgosłup, to już norma. W piątek skończyłam dwutygodniową serię zabiegów rehabilitacyjnych w postaci lasera na odcinek lędźwiowy oraz ultradźwięków na szyjny i piersiowy. Czy to coś da? Zobaczymy.

Wczoraj ledwo siedziałam za konsolą. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i prawe oko wypadnie mi na zewnątrz, a ja zwymiotuję i osunę się z krzesła. Poszłam więc do pani doktor i po chwili siedziałam już w zabiegowym, gdzie pielęgniarka robiła mi zastrzyk z Ketonalu.

Po powrocie do domu zaczęła mnie boleć lewa nerka, a w nocy nie mogłam usnąć, gdyż męczył mnie kaszel i drapanie oraz ściskanie w gardle.

Dzisiaj też ledwo chodziłam, a mieliśmy z Mężem kilka rzeczy do załatwienia - zakupy, choinkę dla nas, obiad u rodzicielki, a potem odwiedziny w dwóch galeriach handlowych w poszukiwaniu patelni z pokrywką dla mamy.

Jestem padnięta, wyczerpana, zmęczona, wykończona i wypalona. A pomyśleć, że miałam być dzisiaj w pracy i to na pierwszej zmianie. Na szczęście zamieniłam się sobotami i dzięki temu mam wolny cały weekend plus poniedziałek.