Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 12 lutego 2023

3219. To

Końcówka poprzedniego roku, ale i początek obecnego nie należały do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych - przygotowania do świąt Bożego Narodzenia nie cieszyły jak zawsze do tej pory, a noc sylwestrowa i nadejście 2023 roku nie napawały optymizmem.

Z kolei pierwsze dni stycznia były przepełnione stresem związanym z załatwianiem formalności w byłym miejscu pracy i niepewnością co do przyszłości, a także wertowaniem ogłoszeń o pracę i wysyłaniem CV w odpowiedzi na niektóre oferty.

Udało się za trzecim razem - telefon z zaproszeniem na rozmowę, sama rozmowa, a potem SMS z informacją o rozpoczęciu pracy w dniu 6. lutego - i tak od tygodnia jestem zatrudniona jako sekretarka w jednej z policealnych szkół medycznych.

I choć między zakończeniem starej pracy a rozpoczęciem nowej minął zaledwie miesiąc, mam wrażenie, że trwało to o wiele, wiele dłużej - tyle stresu, nerwów, emocji, niewiadomej, niepewności, żalu, krzywdy, bezradności i bezsilności, które odczuwałam tak silnie...

Ale były także (a może nawet przede wszystkim) dobre rzeczy, które w tym samym czasie się zadziały i które dały mi siłę, by się nie poddawać - wsparcie Męża i Mamy, ale także ze strony znajomych, psychoterapeuty i psychiatry; dobre słowa od ludzi, z którymi współpracowałam (ale niestety nie od tych z najbliższego otoczenia).

Odespałam złe emocje, miałam mnóstwo czasu dla Psiaka, zrobiłam wreszcie porządek ze wszystkimi gromadzonymi od lat papierami i starymi rachunkami (pomogła w tym zakupiona specjalnie niszczarka); remanentu doczekały się także kosmetyki.

Sporo przemyślałam - dzięki terapeucie zobaczyłam jakie błędy popełniałam i jaka była moja odpowiedzialność z nimi związana - nie wina, lecz właśnie odpowiedzialność...

Odpoczęłam, zregenerowałam się, miałam czas na życie towarzyskie - telefony i spotkania.

Odbudowałam swoje nadwątlone poczucie własnej wartości - tego kim jestem i co potrafię; wyluzowałam i nabrałam dystansu do tego co się stało.

Jak się okazało wszystko to, co wydawało mi się być ogromną trudnością - wiek, orzeczenie o niepełnosprawności, czy przebyte leczenie onkologiczne nie były przeszkodą w znalezieniu legalnej pracy na etacie.

Na onkologii bywam tylko i wyłącznie jako pacjent - w tym roku zaliczyłam kontrolne badania krwi oraz wizytę u endokrynologa, USG jamy brzusznej, spotkanie z chemioterapeutą i ostatni już wlew kwasu zoledronowego.