Przy robieniu porządków, poza wspomnianymi już wcześniej listami, przejrzałam także zawartość jednego pudła pełnego kartek wszelakich, ślubnych zaproszeń i widokówek. Zostawiłam sobie kilkanaście z nich na pamiątkę, ale resztę wyrzuciłam. Bez żalu, bo pamięć o ich nadawcach mam w sercu.
Pamiętam te czasy, kiedy pisałam listy do swoich znajomych w kraju i za granicą. I to podekscytowanie podczas czytania odpowiedzi. Samo oczekiwanie na kopertę z odręcznie zapisanym papierem w środku było przeżyciem. Z każdej kolonii, obozu, czy innego wyjazdu wysyłałam kilkanaście pocztówek. Podobnie było z życzeniami świątecznymi, imieninowymi, czy urodzinowymi.
Postęp przyniósł zmiany. Najpierw tradycyjne listy zostały zastąpione e-mailami. Potem sms-y z internetowymi wierszykami wyparły kartki z życzeniami bożonarodzeniowymi, czy wielkanocnymi. O urodzinach i imieninach już mało kto pamięta. Teraz nastała jeszcze inna, nowa moda - zamiast zaproszeń ślubnych tworzy się specjalne wydarzenie na Facebooku dla swoich znajomych. Bezpłatnie, szybko, wygodnie. Dzisiaj koleżanka dostała sms, w którym najlepsza przyjaciółka z tej samej miejscowości pyta, czy zostanie świadkową na jej ślubie.
Nie wiem czy to z lenistwa, oszczędności czasu i pieniędzy, czy z powodu zwykłego braku szacunku do drugiego człowieka albo nieznajomości form towarzyskich tak właśnie się dzieje. Jestem niedzisiejsza, ale preferuję papierowe, a nie wirtualne zaproszenia - szczególnie jeśli dotyczą jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu, jakim jest ślub.