Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 21 maja 2012

422. Drugi list

Czytając poniższe słowa pamiętajcie, że pisałam je dokładnie 15 grudnia 2004 roku jako dorosła kobieta, która - w ramach jednego z zadań na grupie terapeutycznej dla Dorosłych Dzieci Alkoholików - wraca do swojego dzieciństwa i oczami małej dziewczynki opisuje własne emocje z tamtego okresu...

"Kiedy byłam małą dziewczynką nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mnie adoptowałaś i że nie jestem Twoją córką. Gorączkowo przeglądałam zawartość wszystkich szuflad i szafek w poszukiwaniu jakichś dowodów na to, że ktoś inny mnie urodził, a Ty tylko wzięłaś mnie z domu dziecka. Nie czułam, że jesteś moją prawdziwą Mamą. Nie czułam, że mnie kochasz. Wręcz przeciwnie – wyczuwałam od Ciebie zniecierpliwienie, złość, nienawiść, zazdrość. Nie rozumiałam dlaczego tak było. Byłam za mała, żeby to zrozumieć.

Nie wiedziałam dlaczego nie dawałaś mi ciepła, poczucia bezpieczeństwa, czułości, wsparcia. Nie wiedziałam dlaczego mnie nie chwaliłaś; dlaczego nie mówiłaś, że jesteś ze mnie dumna; dlaczego nie okazywałaś mi swojej radości tylko dlatego, że jestem. Przecież byłam Twoją córką.

Zadawałaś mi nieustanny ból, przyczyniałaś się do mojego cierpienia. Czułam, że swoim zachowaniem bardzo mnie krzywdzisz. Bardzo silnie odczuwałam tę niesprawiedliwość i Twoje odrzucenie. Było mi z tym źle, smutno i samotnie. Nie mogłam sobie z tym poradzić. To było o wiele za dużo jak na tak małe dziecko. Za ciężki był to bagaż, a musiałam go nieść. Sama.

Nie mogłam zrozumieć dlaczego nie chciałaś kupić mi niebieskich drewniaków; gumowej lalki bez włosów, którą mogłabym kąpać; globusa; kostki Rubika; czy fletu, na którym mogłabym grać. To były moje drobne, ale jakże ważne, dziecięce marzenia, których nigdy nie spełniłaś. Bardzo mnie to bolało.

Zmuszałaś mnie do jedzenia tego, czego nie cierpiałam – kotletów, zup, tłustych rzeczy. Nie chciałaś zrozumieć, że ich nie znoszę. Pakowałam je do buzi, a potem, pod pretekstem wyjścia do toalety wypluwałam je do sedesu.

Kupowałaś mi ubrania, które mi się nie podobały. Musiałam je zakładać i nosić. Nienawidziłam niebieskiego koloru, a takich rzeczy miałam aż w nadmiarze. Robiłaś mi na drutach swetry i czapki z moheru. Nie mogłam w nich chodzić, bo były za ostre i za szorstkie i wszystko mnie swędziało. Nic sobie z tego nie robiłaś. Nie miałam przecież prawa do własnego wyboru i zdania.

Obcięłaś mi moje piękne, długie włosy, bo nie chciało Ci się ich myć, suszyć i czesać. Nie obchodziło Cię, że źle się czułam w chłopięcej fryzurze. Robiłaś to, co Ty chciałaś. Nie interesowało Cię, że płakałam z ich powodu i że codziennie oglądałam swoje zawinięte w papier warkocze, które zabrałam od fryzjerki.

Nie rozmawiałaś ze mną o moich uczuciach, pragnieniach, emocjach, problemach. Nie miałam prawa ich mieć. Według Ciebie byłam za mała, żeby coś czuć. Byłaś za to mistrzynią w dołowaniu, obwinianiu i wpędzaniu mnie w kompleksy. Kiedy dostałam jakiś gorszy stopień w szkole, porównywałaś mnie do tych osób, które wypadły lepiej. A przecież byłam najmłodsza w klasie, bo posłałaś mnie do szkoły o rok wcześniej. Mogłam czegoś nie umieć i nie wiedzieć. Nigdy nie spytałaś ile wysiłku włożyłam w to, żeby się czegoś nauczyć. Zwłaszcza wtedy, kiedy z powodu awantur ojca nie miałam spokoju i ciszy, żeby to robić. Nie liczyła się dla Ciebie moja praca, lecz oceny i to, co ludzie powiedzą. Mnie w tym nie było. Przynajmniej ja nie czułam, że jestem.

Krytykowałaś mnie na każdym kroku. Tyle razy usłyszałam od Ciebie, że mam odstające uszy; że jestem piegowata, brzydka, niezgrabna, za chuda, głupia, niegrzeczna i nienormalna. Jak miałam w to nie uwierzyć skoro mówiłaś to Ty – moja Matka. Oskarżałaś mnie o alkoholizm ojca – że pije przeze mnie, bo się źle zachowuję, słabo uczę. Wiesz jak się wtedy czułam? Jeszcze bardziej zamykałam się w sobie. Jeszcze dalej uciekałam w siebie. Chciałam przestać żyć. Chciałam umrzeć. Chciałam mieć spokój.

Nigdy nie czułam się dla Ciebie ważna. Zawsze wybierałaś ojca. To on był dla Ciebie najważniejszy, nie ja. To z nim byłaś, nie ze mną. Zostawiałaś mnie samą kiedy najbardziej potrzebowałam Twojej obecności. Nie było Cię przy mnie w tylu ważnych dla mnie chwilach. To nim się zajmowałaś, nie mną. To z nim siedziałaś w pokoju, nie ze mną. To z nim rozmawiałaś, kiedy przychodził pijany. Ja zostawałam sama ze sobą – zamknięta w swoim pokoju. Nie obchodziło Cię, co przeżywam i jak cierpię.

Tyle razy klęczałam przed Tobą, przez łzy błagając Cię o to, żebyśmy wyprowadziły się do babci; żebyś się rozwiodła z ojcem; żeby z nami nie mieszkał. Nie chciałam mieć własnego pokoju, regału i innych rzeczy. Wolałam wszystko oddać za ciszę i spokój. Chciałam czuć, że jestem kochana; że jestem ważna.

Wysłuchałaś mnie tylko raz – kiedy miałam sześć lat i chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkałyśmy u babci zaledwie kilka dni, bo uwierzyłaś w przeprosiny ojca i zabrałaś mnie do domu. Potem już nigdy nie zważałaś na to, czego chcę, czego potrzebuję i o co Cię proszę. Byłaś głucha i ślepa na mój ból, na moje cierpienie, na mój płacz. Wybierałaś ojca. Nie mogłam tego pojąć.

Wciągałaś mnie w swoje kłótnie z ojcem. Musiałam przy nich być i słuchać tego, czego nie chciałam i czego nie powinnam była słyszeć. Nie miałaś do tego prawa. Byłam tylko dzieckiem, a Ty robiłaś ze mnie niemego świadka tych traumatycznych dla mnie wydarzeń. To przy mnie kazałaś ojcu przepraszać i obiecywać poprawę. Nie powinnaś była mnie w to mieszać.

Zmuszałaś mnie do kłamstwa i do ukrywania prawdy o alkoholizmie ojca. Zabroniłaś mi komukolwiek o tym opowiadać. Ty sama natomiast nie miałaś żadnych skrupułów, żeby mówić mi o swoich problemach z ojcem. To były Twoje problemy, nie moje. Szukałaś u mnie wsparcia, które jako matka powinnaś dać mnie – swojemu dziecku.

Manipulowałaś mną przy każdej nadarzającej się okazji. Wmawiałaś mi, że Cię oszukuję, kiedy czasem grałaś ze mną w warcaby lub chińczyka. Mówiłaś, że jeśli się nie przyznam, wyjdziesz z domu i zostawisz mnie samą z pijanym ojcem. Było ciemno, a ja się bałam. Z jednej strony nie chciałam, żebyś mnie zostawiła. Z drugiej – jak mogłam przyznać się do czegoś, co nawet mi przez myśl nie przeszło? Nie byłam winna, bo nigdy nie oszukiwałam. Miałam do Ciebie ogromny żal, że oskarżasz mnie o coś, czego nie zrobiłam. W końcu zawsze stawiałaś na swoim – musiałam się przyznać. Czułam się z tym okropnie, bo już sama nie wiedziałam co jest prawdą a co kłamstwem i kto kłamie – Ty, czy ja.

Szantażowałaś mnie emocjonalnie swoimi chorobami. Wmawiałaś mi, że to przeze mnie nie możesz spać; że to przeze mnie boli Cię serce, czy głowa; że to z mojej winy jesteś chora i że przeze mnie się denerwujesz. Nie mogłam tego zrozumieć, co takiego zrobiłam, że mówisz mi takie rzeczy. Zostawiałaś mnie tylko pod opieką ojca, a sama szłaś do szpitala. Nie chciałaś wiedzieć, co się ze mną dzieje – czy nie jestem głodna, czy nie płaczę. Czułam się niechciana, niepotrzebna, niczyja. Nie mogłam na Ciebie liczyć. Uciekałaś w chorobę, bo tak było Ci wygodniej.

Kiedy ojciec przychodził pijany do domu, musiałam pomagać Ci go podtrzymywać, rozbierać i kłaść do łóżka. Kazałaś przeszukiwać mi zawartość jego kieszeni i zabierać pieniądze, którymi się potem ze mną dzieliłaś. Płaciłaś mi za milczenie. Tak to wtedy odbierałam. Nie chciałam brać tych pieniędzy. Dla mnie były brudne. Robiłaś mu herbatę, sprzątałaś po nim, a ja musiałam na to wszystko patrzeć.

W nocy często przychodziłaś do mnie i kładłaś się obok. Nie dlatego, że chciałaś być ze mną. Nie chodziło Ci o mnie. Nie chciałaś być z nim i uciekałaś do mnie. Czułam to i dlatego nie chciałam z Tobą spać. Wyganiałam Cię, kopałam przez sen. Było mi ciasno.

Żyłam w świecie Twoich kłamstw i ukrywaniu prawdy o ojcu. Dzwoniłaś do niego do pracy i mówiłaś jego kierownikowi, że nie przyjdzie, bo jest chory, podczas gdy on pił. Musiałam być przy tych rozmowach. Potem prosiłaś jego przełożonych, żeby z nim porozmawiali o jego piciu. Zrzucałaś odpowiedzialność za jego alkoholizm na innych, ze mną włącznie.

Kiedy pojechaliśmy w odwiedziny do ciotki, a ojciec poszedł pić i wrócił pijany, powiedziałaś jej, że spotkał kumpla z wojska i poszli na piwo. Miałam dość tych kłamstw. Miałam dość tego, że zawsze go usprawiedliwiałaś i stawałaś po jego stronie. Nawet wtedy, kiedy miałaś z nim iść na Sylwestra razem ze znajomymi, a on był pijany. Nie było w domu telefonu, więc szłaś ze mną dzwonić z automatu. Słyszałam jak kłamałaś, że mu coś wypadło, że źle się czuje i nie przyjdziecie. Tak było prawie co rok.

Nie rozumiałam Cię. Z jednej strony zawiązywałaś ze mną koalicję przeciwko ojcu, mówiłaś wiele złego na jego temat. Z drugiej – zawsze wybierałaś jego, nie mnie. Nie mogłam zrozumieć dlaczego nigdy nie stanęłaś w mojej obronie, kiedy ojciec mnie bił; dlaczego mu nie przeszkodziłaś. Przecież jako matka powinnaś była to zrobić. Stałaś z boku, a kiedy już wyładował na mnie swoją agresję, zatykałaś mi ręką usta, żebym nie płakała i znowu go nie denerwowała.

Świadomie stawiałaś mnie wiele razy w niebezpiecznych i upokarzających dla mnie sytuacjach. Zostawiałaś mnie samą na ulicy przed sklepem, do którego wchodziłaś, a jakiś obcy facet próbował wciągnąć mnie wtedy do bramy. Chyba tylko cudem mu uciekłam. Kładłaś mnie spać do łóżka z moim kuzynem równolatkiem, który chciał mnie obmacywać. Kiedy zaczęły mi rosnąć piersi, kazałaś mi się rozebrać, zawołałaś ojca, żeby zobaczył i dotknął. Czy wiedziałaś, jak się wstydziłam? Czy w ogóle o tym pomyślałaś co czułam? Jak mogłaś mi to robić? Nie rozmawiałaś ze mną o okresie dojrzewania, nie mogłam się niczego od Ciebie dowiedzieć. To ciotka mnie uświadamiała, nie Ty. Na nią zrzuciłaś odpowiedzialność za coś, co powinnaś była zrobić sama. Ty wolałaś uciec od tego tematu, podobnie jak od wielu innych rzeczy.

Nie tęskniłam za Tobą, kiedy gdzieś wyjeżdżałam. Nie brakowało mi Ciebie. Nie chciałam wracać. Jak mogłam tęsknić za czymś, co nie istniało; za czymś, czego nie było? Nie stworzyłaś mi domu jakiego bardzo potrzebowałam i o jakim marzyłam. Zraniłaś mnie na zawsze, Mamo".