Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 21 maja 2012

423. Ale to już było...


Pisałam już, odpowiadając na komentarze, że nigdy w życiu nie odważyłabym się na opublikowanie obu listów (post nr 421 i 422), gdyby tamte emocje, spisane siedem i pół roku temu, nie były przeze mnie przepracowane na grupie terapeutycznej oraz gdybym nie przebaczyła swoim rodzicom.

Tamta mała Karioczka została przytulona do serca i ukochana przez dorosłą Kariokę. Emocje niemego dziecka, któremu odmówiono prawa do ich posiadania, odczuwania i wyrażania, wzięła na siebie dorosła kobieta. Po to były pisane tamte listy - żeby przeżyć to, co nieprzeżyte; żeby wypłakać to, co niewypłakane; żeby wykrzyczeć to, co niewykrzyczane...

Teraz, kiedy czytam oba listy jest we mnie spokój. Nie ma ścisku w gardle, nie ma łez na policzkach, nie ma złości, nie ma smutku. Wszystkie te emocje przepracowałam i dzięki temu jestem od nich uwolniona.

Przebaczenie rodzicom przyszło samo. Po prostu je poczułam i od tamtej chwili w moim sercu zagościła jeszcze radość. Fantastyczne uczucie odczuwać spokój i radość jednocześnie.

Wczoraj zadzwoniła do mnie moja dobra znajoma, która zna adres blogu. Spytała: "jak ty możesz z nimi teraz mieszkać?" I znowu wracamy do wspomnianych dwóch kwestii - przepracowania emocji i przebaczenia - dlatego właśnie mogę żyć z nimi pod tym samym dachem.

Dostałam wiele maili, prywatnych wiadomości i komentarzy, za które bardzo dziękuję. Z ich treści wiem, że opublikowanie tamtych listów było potrzebne - już nie mnie, lecz innym ludziom...