Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 22 maja 2012

424. Pożyczanie palca


Siedzę sobie wczoraj późnym popołudniem w domu. Dzwoni Sąsiadka z pytaniem czy mogę wyjść z jej córkami na pobliski plac zabaw, bo ona ma kilka rzeczy do zrobienia i nie da rady się sklonować.

Szybko się przebrałam i zadzwoniłam do drzwi. Dziewczynki były już gotowe do wyjścia. Obie mają pamięć, że hej. Młodsza przypomniała mamie, że "przecież ciocia już w zeszłym roku mówiła, że chętnie z nami wyjdzie" i stąd pomysł telefonu do mnie.

Poszłyśmy na boisko. Ja siedziałam na trawie, w cieniu, a dzieciaki grały w piłkę. Do czasu kiedy nie wpadły na pomysł, żebym do nich dołączyła. Opierałam się jak mogłam, ale jak tu odmówić takim słodziakom? Zaoferowały się, że będą biegać za piłką jak gdzieś dalej poleci, żebym tylko ja nie musiała za nią ganiać. No to pograłyśmy w "zbijanego" i "głupiego Jasia". Wstyd się przyznać, ale nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam...

Pohasały jeszcze trochę po huśtawkach, karuzelach i drabinkach, a potem padły zmęczone na ławkę, na której siedziałam i same z siebie zaczęły opowiadać mi co tam w szkole i co mają na jutro zadane, po czym zachciało im się pić i zdecydowały się na powrót do domu.

Odprowadziłam je więc pod drzwi ich mieszkania i chciałam się pożegnać, ale gdzie tam. Jedna przez drugą zaczęły:

- Ciociu, chodź do nas, prosimy.
- Ciociu, chodź do nas, napijesz się kompociku.
- Ciociu, chodź do nas, pomożesz mi pokolorować motyla.
- Ciociu, chodź do nas, przeczytasz mi historię i biologię.

Sąsiadka wcale mi nie ułatwiła zadania, uśmiechając się i zapraszając do środka. No to weszłam. Młodsza wzięła mnie za rękę i zaprowadziła na honorowe miejsce przy stole, po czym rozłożyła swoje zeszyty i poprosiła o pomoc w zadaniu matematyczno-przyrodniczym. Dodawanie i odejmowanie czasem łatwiej wychodzi z pomocą palców, ale że każdy ma ich tylko dziesięć, a potrzebne było dwanaście, z chęcią zaoferowałam się, że jej "pożyczę" brakujące dwa. I tak sobie siedziałyśmy z Młodszą, kolorującą matematycznego motyla i ze Starszą, opisującą łańcuchy pokarmowe w przyrodzie.

Obiadokolacji też mi nie odpuściły. Solidarnie musiałam zjeść z nimi. Potem Sąsiadka podcinała Starszej włosy, a ja siedziałam i czytałam jej na głos o szlachcie, flisakach oraz o życiu w tamtych czasach. W pewnym momencie podchodzi do mnie Młodsza, staje i mówi:

- Ciociu, przepraszam, że Ci przerywam czytanie, ale potrzebuję, żebyś mi pożyczyła jeden palec.

Prośbę oczywiście spełniłam, Młodsza podziękowała i poszła dalej kolorować motyla.