Wróciłam z pogrzebu ojca kolegi Męża. Sporo osób przyszło na mszę, a kościół ogromny, nowy. Nigdy wcześniej w nim jeszcze nie byłam. Dużo ludzi przystąpiło do komunii. Nawet ksiądz zwrócił na to uwagę. Czuło się, że kazanie jest szczere, nie na odczepnego, czy z urzędu - jak często bywa. Chór pięknie śpiewał.
Na cmentarz dotarła część spośród tych, którzy byli w kościele. Ksiądz stał nad trumną i odmawiał modlitwę kiedy rozległ się dzwonek telefonu jednej z kobiet. Głośna, wesoła piosenka. Właścicielka aparatu, nie bacząc na to, gdzie jest i po co tam jest, odebrała połączenie i rozmawiała w najlepsze, kiedy zadzwonił inny telefon - pani stojącej prawie tuż przy grobie. Ta - w pośpiechu wyszła poza szereg, wyjęła komórkę z torebki i zaczęła prowadzić pogawędkę. Bez jakiegokolwiek zażenowania, czy skrępowania. Z jednej strony ksiądz, potem otaczający go żałobnicy, po prawej jedna gadająca kobieta, a po lewej druga. Efekt podwójnego stereo. Nad trumną, na cmentarzu.
Nigdy nie rozumiałam, nie rozumiem i chyba już nie zrozumiem braku szacunku, kultury, dobrego wychowania, czy choćby elementarnych zasad współżycia społecznego - między innymi tych związanych z używaniem komórek w miejscach, w których bezwzględnie należałoby je wyłączyć. Wstyd, drogie panie, wstyd!