Przyszedł moment, w którym żałuję, że nie mamy z Mężem telewizora. Tak, tak - dobrze czytacie, nie pomyliłam się. Nie pogardziłabym odbiornikiem przez najbliższych kilka tygodni.
Od dziecka bowiem fascynowałam się piłką nożną. Jak tylko się dało, oglądałam mecze. Znałam na pamięć składy drużyn, a wyniki spotkań miałam w jednym paluszku. Ulubionymi piłkarzami byli zawsze bramkarze. Do dzisiaj pozostał mi do nich sentyment.
Gdybym mogła, począwszy od najbliższego piątku, usiadłabym przed telewizorem i oglądała wszystkie mecze. Klnąc przy tym jak szewc. Tak, tak - przed ekranem i pod wpływem emocji rzucałabym bluzgami na prawo i lewo. Nie wstydzę się, bo sytuacja wyjątkowa, więc można mieć dyspensę. Piwa tylko nie lubię, ale zastąpiłabym je sokiem albo wodą.
Szkoda że Mąż w ogóle nie jest zainteresowany futbolem. Co za facet? No tak - już kiedyś pisałam, że uzupełniamy się wzajemnie i rolami też się nieraz zamieniamy. No bo kto by uwierzył własnym oczom widząc obrazek, na którym żona nie może się oderwać od telewizora, a Mąż nie wie co ma ze sobą zrobić i jak przeżyć ten czas, kiedy do niej nic nie dociera, bo całym jej światem stają się faceci uganiający się za piłką.