Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 19 czerwca 2012

473. Po co ja się przejmuję?


Kilka dni temu zadzwoniła do mnie Pierwsza i dalej narzekać i złorzeczyć na swojego faceta - że jest taki, śmaki i owaki i że nic z tego związku nie będzie. Gadała, gadała, gadała, a ja słuchałam. Powiedziała, co miała powiedzieć i zapytała czy się dzisiaj spotkamy. Zgodziłam się.

Poszłam dzisiaj po nią do pracy (tak się umawiałyśmy). Ona patrzy na mnie ze zdziwieniem i pyta, czy byłyśmy umówione. Nieprzytomna jakaś, czy co? Wspominam jej o tamtej rozmowie telefonicznej. Nie pamięta w ogóle, że do mnie dzwoniła. Dopiero jak jej przytoczyłam co mówiła, oprzytomniała.

Na całe szczęście nauczyłam się wreszcie nie brać czyjegoś bagażu i tachać go ze sobą. Poszłyśmy tam, gdzie klimatyzacja, czyli fast food. Frytki, cheeseburger, lód z polewą i shake truskawkowy - wszystko zjadłam i wypiłam. Nigdy więcej takiej "żywności". Ewakuowałyśmy się stamtąd jak tylko zjawiła się tam chmara dzieciaków z wycieczki szkolnej.

Siedziałam i ze zdumienia nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. Za to ona była wesoła. Ręce mi opadły i cała reszta też. I wtedy do mnie dotarło, że jak ktoś sam się pcha nie tylko w jedno wielkie g...., ale w całe szambo, to nie mój problem. Skoro ona tak chce, niech tak będzie. Nic mi do tego. Po co ja się przejmuję?