Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

472. Inicjatywa Męża


Bycie z Mężem jest nie lada wyzwaniem, choć i tak pewnie mnie jest łatwiej radzić sobie z jego niedoskonałościami, niż jemu z moimi. Kto mnie czyta od początku, ten wie o co chodzi.

Jedną z rzeczy, która bardzo mi w Dyrektorze Wykonawczym przeszkadza, jest jego brak inicjatywy. W praktyce polega to na tym, że ja jestem pomysłodawczynią, inicjatorką, organizatorką oraz logistykiem wszelakich spotkań, wyjazdów oraz sposobów spędzania wolnego czasu.

Generalnie przyzwyczaiłam się do takiego obrotu sprawy, ale czasami się denerwuję i ten temat powraca jak bumerang w naszych rozmowach. Bo chciałabym choć raz mieć wszystko podane na tacy, żebym nie musiała o niczym myśleć, tylko dostosować się do tego, co wymyśli Mąż.

Chyba się doczekałam - może nie do końca tak, jakbym to sobie wymarzyła, ale muszę przyznać, że Dyrektor Wykonawczy poczynił mały kroczek naprzód. Otóż kilka dni temu spytał mnie czy nie wybrałabym się z nim na jednodniowy spływ kajakowy połączony z grillem.

Na początku się ucieszyłam, bo koszt wypadu nie jest bardzo duży, ale potem konsternacja - bo jeśli kajaki są jednoosobowe, to nie pokonam swojego panicznego strachu przed wodą. Mąż zadzwonił gdzie trzeba i okazało się, że to dwójki.

Mimo iż mam pietra jak nie wiem co (raz tylko pływałam kajakiem po zalewie), to jednak się zdecydowałam na to wariactwo. W najbliższą sobotę popłyniemy więc z Mężem - to będzie nasz kolejny pierwszy raz, bo jeszcze nigdy razem nie siedzieliśmy w kajaku.