Przerywnikiem pomiędzy jednym a drugim dzisiejszym badaniem okazał się być telefon z salonu mojego operatora komórkowego z jakże dobrą nowiną, że kurier dostarczył tam złoty egzemplarz, który czeka na mnie w pudełku. Z rozradowaną miną oznajmiłam, że niedługo przyjadę obejrzeć go na własne oczy.
Szybko zadzwoniłam do Męża, żeby skonsultować o co mam pytać w kwestii funkcji nowego aparatu, pognałam na przystanek i pojechałam do galerii handlowej. Tam ujrzałam uśmiechniętego sprzedawcę, który na mój widok wyciągnął oba pudełka - ze złotą i grafitową zawartością. Jeden rzut oka i jeden dotyk wystarczył, bym podjęła decyzję. Biorę złotko.
Zmieniliśmy taryfę i wreszcie mogę wykorzystywać swoje 240 darmowe minuty na wszystkie numery. Miły pan (blondyn z niebieskimi oczami, przystojny bardzo) zasugerował jeszcze 2000 minut do Dyrektora Wykonawczego i z powrotem do mnie, podpisałam papiery, zapłaciłam złotówkę, wzięłam podarowaną mi reklamówkę i podziękowałam.
Wiecie, że lubię koty, ale jak zobaczyłam już w sobotę, że wspomniany przeze mnie sprzedawca, jest jednym z nich z racji swojego nazwiska, które było wydrukowane na plakietce przypiętej do firmowej koszuli, nie mogłam nie poczuć do niego mięty przez rumianek.
Spytałam do kogo mogę na niego złożyć "donos" z podziękowaniem od wielce zadowolonej klientki, żeby mógł na tym skorzystać i dostać jakąś odznakę wyróżniającego się pracownika albo inny bonus. Pan się naprawdę postarał, a wcale nie musiał. Mógł powiedzieć, że nie ma i nie będzie koloru, jaki chciałam. Zrobił coś, co warte jest docenienia. Powiedziałam mu o tym. Ucieszył się, uśmiechnął i podziękował. A ja pożyczyłam jemu i jego koledze miłego dnia i miłej pracy. Klient zadowolony i sprzedawca też. Można? Można - wystarczy trochę dobrych chęci.