Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

591. Zaległości piątkowe


Nie obeszło się bez użycia tabletek musujących, które musiałam w końcu wypić dzisiaj rano. "Nie obijaj o zęby, tylko połykaj" - zawsze słyszę te słowa od Męża, kiedy krzywię się na sam widok szklanki z zawartością. Ale czego się nie robi, żeby boleć przestało. Teraz mogę normalnie funkcjonować. Żeby nie było mi tak dobrze Głos Rozsądku zaordynował jeszcze jedną własnoręcznie przez siebie przygotowaną miksturę, w skład której weszła woda, imbir, miód i sok z cytryny. Oczy z orbit wychodzą, bo ostre, że hej. Jadę zatem na podwójnym wspomaganiu.

Powiedzenie "w piątek zły początek" w kontekście mojej osoby się nie sprawdziło. Zaczęło się bardzo dobrze, a skończyło jeszcze lepiej. Bardzo, ale to bardzo miła i długa wiadomość zostawiona na komunikatorze przez pewnego mężczyznę, z którym coś razem knujemy, sms w podobnym tonie od mojej dobrej znajomej, jeden telefon od pewnej zbliżonej do ideału babki oraz dwa maile z równie fajną zawartością za każdym razem skutkowały uśmiechem na mojej i tak roześmianej twarzy. Z czterech zasianych internetowo ziarenek, dwa już wzeszły, a kolejne pokażą się niebawem. Grunt to spontaniczne działanie, ot co.

Wyszłam z domu razem z Mężem, bo chcieliśmy zrobić jeszcze małe zakupy przedwyjazdowe na bazarku. Głos Rozsądku musiał mnie przywoływać do porządku, bo przecież nawet przy kupnie biletów autobusowych, nie mogłam nie porozmawiać ze sprzedającą panią, która żaliła się na nieuprzejmych klientów. Potem Dyrektor Wykonawczy patrzył na małe lornetki, bo wszak jedziemy nad morze oglądać foki i ptaki, więc wymyślił sobie, że przydałoby się takie cacko. Jednak nijak nie mógł nic zobaczyć, ale czego się spodziewać jak się ma astygmatyzm i to tak drastyczny w obu oczach. Z bólem serca - i jego, i moim, odeszliśmy z przysłowiowym kwitkiem.

W drodze powrotnej do domu spotkałam Sąsiadkę ze starszą córką. Pogadałyśmy chwilę siedząc na ławce, a potem odprowadziłam je pod drzwi ich mieszkania. Dzieciaki chciały, żebym weszła do środka, ale miałam coś do zrobienia, a poza tym umówiłam się z kimś na rozmowę, której i tak w końcu nie było. Sąsiadeczki dzwoniły do mnie, potem ja do nich, no i koniec końców jak ja mogłam już je odwiedzić, to one jeszcze nie były gotowe i odwrotnie. Nic to - daleko do siebie nie mamy, a ciocia nie zając, nie ucieknie.

A później był wieczór i Mąż przyszedł z pracy...