Wczoraj Mąż namówił mnie na obejrzenie filmu "Gattaca - Szok przyszłości". Przyznam, że na początku się trochę opierałam, bo nie lubię obrazów z gatunku science-fiction, ale Dyrektor Wykonawczy uspokoił mnie, że moje obawy są nieuzasadnione. Dałam się przekonać i nie żałuję. Wręcz przeciwnie.
To, co jeszcze kilkaset, czy kilkadziesiąt lat temu wydawało się być totalnie nieosiągalne, niemożliwe i pozostawać w sferze wyobraźni, obecnie należy już do codzienności. Jak choćby radio, telewizor, telefon stacjonarny, czy komórkowy, komputer, odtwarzacz mp4, aparat cyfrowy i wiele, wiele innych. Tyle w kwestii technologii i jej gadżetów.
Wracając do samego filmu... Poczęcie dziecka może nastąpić na dwa sposoby - drogą naturalną albo drogą genetycznej modyfikacji. W tym drugim przypadku rodzice wybierają płeć, kolor oczu, włosów, karnację, poziom inteligencji, czy sprawność fizyczną swojego potomka. W specjalnym laboratorium zostają bowiem wyselekcjonowane najlepsze geny matki oraz ojca, eliminujące wszelkie ułomności - zarówno fizyczne, psychiczne, jak i emocjonalne.
Rodzi się dziecko i w chwilę po przyjściu na świat (bez względu na sposób jego poczęcia), na podstawie badania jednej kropli krwi, wszyscy dowiadują się prawdy o całym dalszym jego życiu - na co i kiedy umrze - to te najważniejsze. Ludzie dzielą się na lepszych (genetycznie zmodyfikowanych) i gorszych (poczętych "po Bożemu").
Film zmusza do wielu pytań. I do zastanowienia się nad jedną, chyba najważniejszą, kwestią - jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek i do czego takie działania mogą doprowadzić? Oby tylko historia się nie powtórzyła i nie skończyło się tak, jak w przypadku kilku naukowców, którzy swoją wiedzę wykorzystali do produkcji bomby atomowej.