Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 25 sierpnia 2012

600. Modyfikacja


Co masz zrobić po południu, zrób rano - trochę zmodyfikowane (na moje własne potrzeby) powiedzenie sprawdziło się dzisiaj. Dzięki dobrej organizacji zdążyliśmy z Mężem się rozstać (nie, nie - rozwodu nie będzie, więc się nie cieszcie) - o zakupowe rozdzielenie chodzi. On po jedzenie, ja po kosmetyki. A potem razem na lody - rożki o smaku maślankowo-cytrynowym - z polecenia konesera i lodożercy.

W nocy miałam straszny sen, który uzmysłowił mi, że właśnie weszłam w fazę gorączki przedwyjazdowej. Otóż śniło mi się, że obudziłam się rano, uświadamiając sobie, że za trzy godziny mamy pociąg, a my nawet nie wyciągnęliśmy jeszcze walizek, o spakowaniu ich zawartości nie wspominając.

Jedna myśl kołatała mi się po głowie, nie dając spokoju - aż w końcu ją wyartykułowałam do Męża. "Może zadzwoniłbyś do naszej pani i spytał czy wszystko jest aktualne z noclegiem". Dyrektor Wykonawczy westchnął i powiedział: "no tak, zaczęło się", ale czego się nie robi, żeby mieć żonę z głowy. Rozmowę telefoniczną odbył, usłyszał zapewnienie, że pokój będzie na nas czekał, a mnie kamień spadł z serca. Przynajmniej na razie.

Dawkowaliśmy sobie małe i słodkie przyjemności, tak więc po obiedzie znowu poszliśmy na lody - tym razem na patyku - o smaku truskawkowym w polewie z białej czekolady, z chrupkami - z polecenia tego samego łakomczucha. Po maślankowo-cytrynowych nie pozostało nawet puste pudełko. I jak tu nie modyfikować powiedzeń...