Zauważam u siebie coraz więcej spokoju i radości. Nie wystudiowanych, nie sztucznych, nie na pokaz, lecz płynących ze środka. Wokoło mnie nic się nie zmieniło. Świat jest, jaki był. Ludzie też. To ja zmieniam swoje do nich podejście.
Zwalniam. W każdym aspekcie życia. Jem dłużej. Smakuję. Obserwuję. Wczuwam się. Robię porządek - nie tylko w szafach. Coraz trudniej wyprowadzić mnie z równowagi. Unikam emocjonalnych krawędzi. Jest constans.
Staram się, by więcej było "chcę" niż "muszę" lub "powinnam". Sprawiam sobie przyjemności. Dbam o siebie. Dopieszczam się. Promienieję uśmiechem. I coraz częściej łapię się na myśli, że jest mi dobrze i jestem szczęśliwa.