Wczoraj było tak pięknie, że aż chciało się wyjść z domu i podziwiać złotą, polską jesień. Poszliśmy z Mężem na spacer. Wlokłam się, a nie szłam, a i tak większość czasu przesiedziałam na ławkach. Nie miałam kompletnie siły. Ani apetytu. Nic mi nie wchodzi, a na jedzenie patrzeć nie mogę.
Dzisiaj padało. Też pięknie i rześko. Co z tego, jak oglądałam wszystko zza okna? Dałam radę pójść do kościoła. W trakcie mszy zrobiło mi się słabo, nie miałam siły wypowiedzieć ani słowa. Do tego zaczęło mi szumieć w uszach. Na mroczki przed oczami już nie czekałam. Musiałam wyjść. Trzymając Męża pod rękę, doszłam do domu. A potem leżałam.
Jutro rano jedziemy na badania krwi i RTG płuc. Nie wiem co się dzieje, ale na pewno moje objawy nie są normalne. No chyba, że to skutki uboczne przyjmowanych leków. Poczekam na wyniki, a potem wykonam telefon do swojej pulmonolog. Zobaczymy co powie.