Zobaczyłam ją kilka lat temu - wtedy, kiedy z jeszcze nie Mężem byliśmy na obczyźnie. W miasteczku, w którym mieszkaliśmy, w każdą niedzielę organizowany był tzw. 'car boot', czyli coś na kształt pchlego targu. Każdy przynosił to, co było mu niepotrzebne w domu. Za naprawdę śmieszne pieniądze można było kupić różne fajne rzeczy.
Jedno spojrzenie wystarczyło. Usłyszałam ją: "weź mnie". Pozostała kwestia ceny. Pół funta, czyli tyle, co nic. Prawdziwa porcelana, z limitowanej wersji królewskiej. Pijam w niej najczęściej kawę parzoną po turecku, ale czasem zdarza mi się zaparzyć w niej herbatę. Dla mnie jest wyjątkowa. Ulubiona. W moje ukochane piwonie.