Dzisiaj mieliśmy z Mężem nasz kolejny "pierwszy raz". Jedzeniowy. Obiadowy. Zupny. Słoneczny w kolorze.
Kilka dni temu pod postem nr 692 (w komentarzach) jedna z czytelniczek podzieliła się przepisem na zupę z dyni. Wczoraj poszliśmy na bazarek i kupiliśmy prawie trzykilogramowy okaz.
Dyrektor Wykonawczy wysmarowany śmierdzącym mazidłem siedział na banicji w kuchni i pichcił. Ja miałam "tylko" doprawić do smaku. No i pokazałam co potrafię. Tak przepieprzyłam (dosłownie), że było naprawdę ostro.
Obiecałam, że jak przetestujemy przepis, damy znać, więc piszę. Zmieniliśmy tylko grzanki na groszek ptysiowy, bo wstyd przyznać, ale nie wiedzieliśmy jak je zrobić, a nie chciało się nam szukać u wujka Google.
Kermówko, dziękujemy za pyszny, zdrowy i pożywny obiad.
Tak wyglądała przed spożyciem |
A tu już rozgotowana - jak krem - gotowa do konsumpcji |