Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 21 listopada 2012

768. Kula

Pamiętacie początki swoich miłości? Te motyle w brzuchu, ogromną tęsknotę i zbyt wolno płynący czas gdy tej drugiej osoby nie było w pobliżu? To oczekiwanie na list (tak, tak - kiedyś się je pisało ręcznie i wrzucało do skrzynki pocztowej), czy dźwięk telefonu? Teraz listy zostały wyparte przez maile i SMS-y, a telefony stacjonarne przez komórki. Emocje i uczucia chyba (?) jednak się nie zmieniły i przetrwały bez zmian.

Z czym Wam się kojarzy miłość? Jaka powinna być, jak wyglądać? Po czym ją poznać? Pytanie z gatunku "temat - rzeka". Zdaję sobie z tego sprawę. Niech więc będzie retoryczne i pozostanie bez odpowiedzi. Bowiem zapewne ile osób, tyle byłoby wersji. Jak ze wszystkim w życiu.

Logiczne, że nie da się uniknąć mierzenia innych swoją miarką, bo tę się zna najlepiej. I przez pryzmat własnych doświadczeń oraz przeżyć. Ale też z boku można wiele rzeczy dostrzec wyraźniej, bo jest się niezaangażowanym emocjonalnie, a czasem to pomaga i ułatwia obserwację.

Nie ma związków idealnych. Banał, bo ci, którzy twierdzą inaczej, żyją iluzją albo kłamią. W każdym raz jest lepiej, raz gorzej. Na tej lub innej płaszczyźnie. Dłużej lub krócej. Głośniej lub ciszej. Są jednak pewne symptomy, które mogą zwiastować nadciągającą katastrofę.

Dobry związek potrzebuje solidnych fundamentów, na których się oprze. Zauroczenie, fascynacja i pożądanie mogą wcześniej, czy później wygasnąć lub się wypalić. I co wtedy zostanie? Zamek z piasku nie przetrwa długo. Zmyje go pierwsza silniejsza fala albo zdmuchnie porywisty wiatr.

Dla mnie miarą szczęśliwej relacji jest wyznawanie podobnych wartości i zbliżony światopogląd, tolerancja, szacunek, wyrozumiałość, cierpliwość, rozmowa, wsparcie oraz wolność. A co jeśli żadna z wymienionych nie występuje? Takie związki istnieją i wcale nie są rzadkością. Wbrew pozorom i zdrowemu rozsądkowi.

Co jeśli człowiek, z którym jesteście, szydzi z Waszego wyznania i ośmiesza je przy każdej okazji? Co jeśli jest egoistą, który nie liczy się z Waszymi potrzebami? Co jeśli wciąż się obraża i ma do Was pretensje, a nie powie o co chodzi? Co jeśli nie jest wsparciem w trudnych sytuacjach? Co jeśli Was ogranicza i podporządkowuje sobie na każdym kroku, narzucając swoje zdanie i wolę?

Można być komuś kulą u nogi, ale co jeśli tych nóg ma się sto? Kto tyle kul udźwignie? Jedna niziutka, chudziutka Pierwsza, przytłoczona swoimi problemami, z którymi nie daje rady od lat? Wałkowałam ten temat z nią, wałkowałam z Mężem. Możemy sobie pogadać. Bo z drugiej strony widzę paniczny lęk przed samotnością, który jest na tyle silny, że jego właścicielka godzi się na utratę własnej tożsamości. Rozmawiając z nią już nie wiem czy słyszę jej, czy Stonogi słowa, wypowiadane przez nią. Nie wiem gdzie jest ta Pierwsza, którą poznałam kilka lat temu.

Nie mogę, nie chcę i nie mam prawa ingerować w niczyje życie bez przyzwolenia, czy zachęty zainteresowanej. Już jakiś czas temu doszliśmy z Mężem do wniosku, że Stonoga wyświadczyłby jej największą przysługę i zrobił najlepszy prezent, gdyby ją zostawił, bo nie wiem co musiałoby się wydarzyć, żeby to ona od niego odeszła.