Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 22 listopada 2012

770. Ledwo co

Ten dzień oraz opuszczenie zajęć pilates z tego faktu wynikające plus ogólne rozdrażnienie i ból czekały tylko na poluzowanie wentylka bezpieczeństwa. Kto na tym ucierpiał? Mąż. Czy zasłużył? Nie. Czemu więc dostał rykoszetem? Bo jest mi najbliższą osobą i przy nim czuję się bezpiecznie. Na szczęście to już przeszłość. Usnęliśmy pogodzeni, a ja przeprosiłam Dyrektora Wykonawczego za swoje paskudne zachowanie i wbijane szpilki.

Miałam jednak za swoje. Musiałam pocierpieć. Fizycznie. Obudziłam się z tak potworną migreną, że nie wiedziałam co mam robić. Było ciemno, do telefonu za daleko, więc leżałam i czekałam. Potem jednak zdecydowałam się zareagować. Podwójna dawka rozpuszczalnej Aspiryny, przytulenie Męża i usnęłam. Ponownie otworzyłam oczy po 9:30. Nieprzytomna, znowu z bólem. Ledwo zwlokłam się z łóżka.

Kolejna porcja medykamentu, śniadanie, potem jeszcze specjalna mikstura z imbirem - tu Dyrektor Wykonawczy się chyba zemścił za wieczorne moje ekscesy, bo oprócz sproszkowanego imbiru, dostałam jeszcze plasterki świeżego. O mało mi oczy z orbit nie wyszły jak to piłam. Ale - odpukać - zadziałało. Obiad jak dla chorego - gotowany ryż z dżemem, bo na nic innego patrzeć nawet nie mogłam.

Marzyłam o położeniu się na sofie pod polarowym kocem, ale Mąż zaordynował obowiązkowy spacer leczniczy dla zaczerpnięcia świeżego powietrza. Co miałam więc robić? Jako ta "służebnica i ozdoba" posłusznie się ubrałam i odprowadziłam Dyrektora Wykonawczego na przystanek. Po drodze kupiłam ponoć wiejskie jajka na jutrzejszy omlet z pieczarkami. No i obowiązkowo pyszny chleb obsypany mąką.