W odstępie zaledwie kilku dni dwóm mężczyznom pracującym w tej samej firmie rodzą się dzieci. Kilka godzin po porodzie, świeżo upieczeni ojcowie, nękani przez kolegów telefonami z pytaniem o pępkowe, zamiast być w szpitalu przy swoich partnerkach i pociechach, przyjeżdżają do pracy z wódką. Wszyscy chcą wypić zdrowie nowych członków społeczeństwa. Impreza trwa w najlepsze. Dopóty, dopóki główni bohaterowie są tak pijani, że nie dają rady samodzielnie wsiąść do taksówki. Nie wracają jednak do pustego domu, ale robią objazd po nocnych klubach. W końcu przecież "prawdziwy mężczyzna za kołnierz nie wylewa".
W odstępie zaledwie kilku tygodni innym dwóm mężczyznom pracującym w tej samej firmie umierają ojcowie. Nikt do nich nie dzwoni z pytaniem czy może im w czymś pomóc albo może chcą porozmawiać. Nie ma chętnych do złożenia się na symboliczną wiązankę, podobnie jak nikt nie kwapi się, by uczestniczyć we mszy pogrzebowej i samej ceremonii na cmentarzu. Wszyscy żyją tak, jakby nic się nie stało. Nawet po powrocie do pracy tych, którzy dopiero co pochowali ojców. W końcu przecież "prawdziwy mężczyzna nie płacze".