Wreszcie udało się nam "wykończyć" ostatek sałatki jarzynowej, której wyszło tyle, co dla kilku osób. Papryczki cherry oraz suszone pomidory nadziewane serem też odeszły już do przeszłości. Szarlotka (dla Męża, bo ja nie lubię), jeden sernik oraz ciasto ze śliwką zostały skonsumowane. A i tak mamy jeszcze pełno jedzenia.
Nie wiem jak to jest, ale co roku obiecujemy sobie, że kupimy mniej, a potem wychodzi jak zawsze. Cztery rodzaje śledzi - po co? Pięć rodzajów placków - po co? Cztery słoiki grzybków - po co? Dwa wystarczyłyby w zupełności. Jedynie z wędliną dobrze rozplanowaliśmy - kilka plasterków szynki i pieczony przez matkę schab oraz jakaś suszona kiełbasa, którą zażyczył sobie Dyrektor Wykonawczy.
Przed świętami mówiłam do Męża: "nie jedz tego, to na święta!" Teraz mówię: "jedz, bo się zepsuje!" Łakomy człowiek to głupi człowiek.