Wieczorno-nocne rozmowy z Mężem. W łóżku, na leżąco, przed snem. Taki nasz rytuał codzienny, na który czekam z niecierpliwością.
Wczoraj, a właściwie też już dzisiaj (skończyliśmy grubo po północy) było o poszukiwaniu celu i sensu życia, o perfekcjonizmie, terapii, uzależnieniach i jeszcze paru innych.
Uwielbiam porównania mojego Męża. Nie mam w wielu kwestiach wystarczającej wiedzy, czy wyobraźni. Do tego jestem niecierpliwa i szybko się zniechęcam. Potrzebuję tłumacza na swój specyficzny język postrzegania i rozumienia świata. Dyrektor Wykonawczy jest w tym genialny. Zna kod i wie gdzie jest klucz.
Pamiętam jak kiedyś opowiadał mi na czym polega defragmentacja dysku. Odniósł się do szaf, pawlaczy i szuflad oraz robienia w nich porządku i układania rzeczy. Pojęłam wszystko. Kiedy indziej działalność giełdy skonfrontował z obiegiem wody w przyrodzie. Dotarło do mnie.
Zrozumiałam dlaczego zachowuję się jak żołnierz na wojnie, podczas gdy powinnam już przejść do cywila i zapomnieć o wyuczonej taktyce w codziennym życiu. Podekscytowanie, radość, niepokój i lęk. Błyszczące oczy. Trajektoria lotu pocisku. Samotność i osamotnienie...
Kocham te nasze rozmowy nocą.