Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 21 lutego 2013

981. Historia pewnej bransoletki

Wierzę w przeznaczenie. Chyba od zawsze, a na pewno odkąd sięgam pamięcią jako dorosła kobieta. Wszystko dzieje się po coś, choć często nie od razu (albo i w ogóle) nie wiem po co. Zdarzenia, ludzie, spotkania. Wszystko ma sens.

Staram się nie przywiązywać do rzeczy, bo to tylko przedmioty. One mają mnie służyć, a nie ja im. Bywam jednak sentymentalna i emocjonalnie związana z niektórymi. Szczególnie jeśli za nimi stoi jakaś historia i wspomnienia.

Kilkanaście lat temu poznałam pewnego Amerykanina mieszkającego na stałe w Anglii. Jako że w pracy miałam komputer z dostępem do Internetu, do woli oboje korzystaliśmy z dobrodziejstw techniki. Wybuchło między nami uczucie. Niebawem on przyleciał do Polski. Spotkaliśmy się w Krakowie. Kilka miesięcy później był Paryż. Właśnie tam dostałam od niego bransoletkę.

Nie znam się na markach, firmach, metkach i tym podobnych rzeczach. Nie przywiązuję do nich żadnej wagi. Podobnie było z tamtym cackiem. Nosiłam ją dopóty, dopóki znajomości z tamtym człowiekiem nie zweryfikował czas i dzieląca nas odległość. Tamto uczucie odeszło do przeszłości, a bransoletka do niebiesko-turkusowego woreczka w takim samym pudełeczku.

Miałam kiedyś szkatułkę, w której znajdowała się biżuteria, jaką dostałam od byłych. Nie nosiłam tych rzeczy, bo nie chciałam wyciągać wspomnień na światło dzienne. Swojego czasu, kiedy wynajmowałam mieszkanie i nie miałam na rachunki, część rzeczy sprzedałam. Zostawiłam tylko najbliższe sercu precjoza. Wśród nich była bransoletka. Już bez woreczka i pudełka, bo te wyrzuciłam. A szkoda, bo kilka lat później by się przydały, ale o tym za chwilę. Potem jeszcze kilka razy próbowałam sprzedać bransoletkę, ale w kilkunastu miejscach nikt jej nie chciał kupić, więc leżała sobie. Czekała na kogoś. Przeznaczenie.

Na Blog Forum Gdańsk 2011 poznałam Marzenę. Potem zaczęłam odwiedzać jej blog. Pewnego dnia natrafiłam na taki oto wpis - <KLIK>. Uśmiechnęłam się do siebie podczas czytania jej słów. Wiedziałam już co chcę zrobić. Spontanicznie. Ona marzyła o czymś, co miałam ja, a czego nie potrzebowałam i nie chciałam. Od razu, pod linkiem do tamtego wpisu na jej FB profilu zostawiłam komentarz, że dostanie ją ode mnie. Ona nie dowierzała. Miała prawo, bo nie znała mnie na tyle, by wiedzieć, że słowa dotrzymuję.

We wrześniu ubiegłego roku, razem z Dyrektorem Wykonawczym odwiedziliśmy Marzenę i jej męża w domu. O tym, że było cudownie i że czas się zatrzymał, pisałam jeszcze z Sobieszewa. W którymś momencie wyciągnęłam z torebki srebrny (zastępczy) woreczek z bransoletką w środku. Marzena się opierała, ale musiała ulec mojemu darowi przekonywania. Przyjęła upominek. Potem sama napisała o tym post - <KLIK>.

Czemu teraz o tym wspominam? Bo wczoraj zadzwoniła do mnie, pytając jak mi się może zrewanżować. Wciąż bowiem myśli o zawartości tamtego woreczka. W przeciwieństwie do mnie. Wiem jak to jest spełnić czyjeś marzenie. Wiem ile to znaczy i jakie jest ważne. Ale ja dałam tylko to, czego nie potrzebowałam i czego nie chciałam. Mało tego, wzięłabym tę bransoletkę ze sobą nad morze, bo miałam zamiar ją wrzucić do Bałtyku. I zrobiłabym to, gdybym nie przeczytała tamtego wpisu Marzeny. Przeznaczenie.

"Nie bój się marzeń, bo się spełnią" - ktoś kiedyś powiedział mi te słowa. Jakoś do mnie nie dotarły, ale je zapamiętałam. Z biegiem czasu okazały się prorocze. W wielu  kwestiach. I bynajmniej nie odnoszą się tylko i wyłącznie do mnie, lecz do wszystkich. Wystarczy uwierzyć.

Śmiałam się wczoraj - że już wtedy wcieliłam w życie ideę minimalizmu. Teraz dochodzę do wniosku, że właściwie to ja powinnam podziękować Marzenie, bo przyjmując ode mnie tamten przedmiot, sprawiła, że "pozbyłam" się czegoś, co tylko zajmowało mi miejsce. Historia bransoletki, którą dostałam w Paryżu w maju 1997 roku od Amerykanina mieszkającego w Anglii dopełniła się we wrześniu 2012 roku, w Gdańsku, u Marzeny. Przeznaczenie.