Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 22 lutego 2013

984. Pan Mąż był chory...

Już myślałam, że ubiegła noc będzie z gatunku pełnych wrażeń. Żeby to jeszcze o jakieś seksualne ekscesy chodziło, byłoby dobrze, ale nie, gdzie tam. Po kolei jednak.

Mąż normalnie wrócił z pracy. Umyliśmy się i położyliśmy, żeby porozmawiać. Zawsze przed snem tak mamy, że opowiadamy sobie to, czym się chcemy ze sobą podzielić.

Dyrektor Wykonawczy leży i stęka, że go coś boli pod żebrami z prawej strony i że bolało go dwa razy w pracy - po jedzeniu o piętnastej i dwudziestej. Przed położeniem się nic już nie jadł. Wypił jedynie oba leki przepisane mu przez doktora Tomasza w związku z bólem kręgosłupa.

Mąż leży, a ja pytam go dokładnie o to gdzie, jak, kiedy, w jaki sposób. Prawie wywiad lekarski z nim przeprowadziłam. Głos Rozsądku ma niesamowicie rozwiniętą świadomość własnego ciała (w przeciwieństwie do mnie, ale o tym już niejednokrotnie wspominałam) i sam też koncypuje o co chodzi. Doszedł do wniosku, że to na pewno nie jest płuco. Eliminacja wcielona w czyn.

Biologię zdawałam na ustnej maturze, bo z braku laku coś musiałam, więc padło na nią, ale z anatomii człowieka niewiele pamiętam, gdyż skoncentrowałam się na genetyce, która była moim konikiem oraz na zoologii. Wzięłam więc laptop do łóżka, odpaliłam przeglądarkę i proszę o pomoc wujka Google.

Znalazłam najpierw zdjęcia. Super! Jako że mam problem z czytaniem mapy, bo nie umiem się na żadnej odnaleźć, o ile nie stoję dokładnie w tym miejscu, jakie ona pokazuje, więc podobny problem miałam z rysunkiem ludzkich organów. Tyłem do laptopa, oglądając się wstecz, przypasowywałam to, co mogło boleć Męża.

Rozkminiłam, że albo to jest wątroba, albo pęcherzyk żółciowy. Potem zaczęłam czytać dokładne informacje na ich temat. Dyrektor Wykonawczy już od samego czytania robił się niewyraźny. Mnie też do śmiechu raczej nie było. Kolejna burza mózgów i odnalazłam ulotki z obu leków, które Mąż dostał na kręgosłup.

Bingo! Prawdopodobnie któryś z nich (albo nawet w duecie) mogły mieć wpływ na bóle Głosu Rozsądku, który jęczał i stękał, ale pogotowia nie pozwolił wezwać. Za to łyknął No-Spę, którą mu zaaplikowałam, gdyż w informacjach z sieci stało jak wół, że leki rozkurczowe mogą pomóc.

Zapowiedziałam Mężowi, że do lekarza dziś iść musi, ale nawet nie chciał o tym słyszeć. Nic to, w końcu usnął, ale przykazałam mu, że jakby się źle czuł, ma mnie obudzić o każdej porze. Spał spokojnie, nie licząc kolejnych lunatycznych "rozmów" ze mną, o których po obudzeniu oczywiście nie pamięta.

Rano wstał i było dobrze. Zjadł śniadanie, nawet kawę wypił, więc naprawdę musiało go przestać boleć. Matka poratowała go tabletkami Hepatilu - w razie czego. Wziął więc je do pracy i na razie chyba czuje się dobrze, bo nie dzwoni do mnie. W tym wypadku 'no news is good news', czyli (dla niezbyt biegłych w angielskim) "brak wiadomości to dobra wiadomość".