Chyba w żadnej prognozie pogody nie przewidzieli tego, co dzieje się dzisiaj za oknem. Jest bowiem przecudownie - słońce świeci, ptaki śpiewają, śnieg się topi pod nogami, a ja żałowałam tylko, że zamiast ocieplanych kozaków nie założyłam swoich kaloszy w groszki, które dostałam od Męża w prezencie walentynkowym.
Wracaliśmy razem ze sklepu i stanęliśmy na osiedlowym chodniku z siatkami pełnymi zakupów, wystawiając twarze do słońca. Ładowaliśmy baterie. Przez dłuższą chwilę. To takie przyjemnie łaskoczące ciepło, które nie przeszkadza i nie męczy, ale cieszy niezmiernie. Wiosny chcę, wiosny!
Marzę o schowaniu czapki do pawlacza i chodzeniu z gołą głową. Ostatnio moja fryzjerka, po zrobieniu odrostów, podcinała zniszczone szalikami i kołnierzem od kurtki końcówki włosów. Nareszcie, po prawie dwóch i pół roku od czasu ścięcia ich na centymetrowego jeża, wszystkie sięgają ramion i są równiutkie - jak od linijki. Takie lubię i w takich się najlepiej czuję.
Marzę o czesaniu się w kucyka i o codziennym zmienianiu moich nowych kolorowych kolczyków, które tylko i wyłącznie przy ściągnięciu włosów gumką mogę należycie wyeksponować i cieszyć nimi oczy. Kto mnie widział, ten wie i rozumie dlaczego.
Tyle mam w sobie radości, a dodatkowe powody znajduję wszędzie - choćby w mailach. Otwieram wiadomość i widzę uśmiechnięte buzie dwójki szkrabów siedzących na nocnikach wysłane przez ich mamę. I już nie mogę się doczekać wrześniowego wyjazdu nad morze, żeby uściskać całą trójkę. Albo aktualne zdjęcia naszego angielskiego kota "w dzierżawie", które dostałam od dawnego sąsiada i zarazem obecnego opiekuna czworonoga. Z czarnego zmienił się w czekoladowego. Kot, nie nadawca wiadomości.
![]() |
Prawie jak my dzisiaj, tylko zamiast pozycji horyzontalnej była wertykalna |