Rano, kiedy wstaliśmy i poszliśmy z Mężem do kuchni, żeby zrobić śniadanie, czekała tam na nas matka ze święconką, którą chciała się z nami podzielić. Odwzajemniliśmy się tym samym. Z radością. Taki jeden ludzki odruch, a potrafi rozjaśnić cały dzień.
Nie uciekła. Widzieliśmy, że potrzebuje towarzystwa, bo została z nami przez jakiś czas. Może miała odwagę, gdyż ojciec leżał na fotelu. Chyba spał. Choć i tak co chwilę rzucała w jego stronę badawcze spojrzenie. Nie chciała z nami usiąść, ale ja i tak wiem, że zrobiła wiele. I jestem jej za to wdzięczna.