Dzisiaj mamy dwa w jednym - Śmigus-dyngus oraz Prima aprilis. Ani jednego, ani drugiego nie lubię. Mężowi udało się mnie nabrać na bałwana, którego niby ktoś miał lepić na dworze. Podeszłam do okna, a Dyrektor Wykonawczy cieszył się jak dziecko, że wpuścił mnie w maliny. Przed chwilą zajrzała tu matka mówiąc, że Głos Rozsądku mnie na chwilę prosi do kuchni. Tym razem nie dałam się wystrychnąć na dudka.
Ponoć Lany poniedziałek jest okazją do wyznania uczuć, ale od dziecka mam awersję na oblewanie innych wodą albo kropienie ich smrodliwymi perfumami o zapachu róży. Dlatego właśnie od wielu lat nigdy nie wychodzę z domu w taki dzień jak dzisiaj. Bo jeśli się komuś wydaje, że zimny prysznic przysługuje jedynie młodym ludziom i dzieciom, niech porozmawia sobie z koleżanką mojej matki (lat prawie siedemdziesiąt), która od czasu kiedy została zlana wiadrem wody, siedzi w domu - jak ja.