Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 21 kwietnia 2013

1.090. Piguły

W piątek wieczorem, po powrocie Męża z pracy, zauważyłam na jego policzku zaczerwienienie. Jako że on generalnie ma problemy naczynkowe pomyślałam, że pewnie podpierał się ręką (co często czyni) i stąd ten ślad.

W sobotę rano obszar zaczerwienia się rozszerzył i pojawiły się na nim pęcherzyki. Wyglądało to jak spora opryszczka. Swoją drogą, jedną Dyrektor Wykonawczy już ma na wardze, z tej samej strony twarzy. I wciąż jest przeziębiony, a na basenie był dwa tygodnie temu. Po raz pierwszy i - póki co - ostatni.

Mąż sam się chyba przestraszył i nawet nie protestował kiedy zaproponowałam mu wykonanie telefonu do doktora Tomasza, który dysponuje jedynie numerem stacjonarnym, gdyż jest przeciwnikiem komórek. Pora była wczesna, bo przed dziewiątą rano, ale pomoc (zaocznie) Głos Rozsądku otrzymał - smarowanie tą samą maścią, jakiej używa do klasycznej opryszczki na wardze.

Sugerowałam jeszcze wizytę w ambulatorium, ale Dyrektor Wykonawczy odmówił. Za to dzisiaj rano zaskoczył mnie stwierdzeniem, że po obiedzie jednak chce iść do lekarza. To coś na policzku wygląda okropnie - duże (i wciąż rośnie), czerwone, obrzęknięte i spuchnięte, pokryte pękającymi pęcherzami, z których sączy się jakiś płyn. Ponoć strasznie swędzi i piecze - tak zeznaje Głos Rozsądku.

No i w niedzielne popołudnie znaleźliśmy się na pogotowiu. Na szczęście żadnych innych poszkodowanych nie było w poczekalni. Pani doktor zmierzyła Mężowi temperaturę, zajrzała do gardła, osłuchała oskrzela, płuca i co tam jeszcze trzeba, przeprowadziła gruntowny wywiad i zapisała trzy lekarstwa do łykania, w tym antybiotyk plus tę samą maść do smarowania. Jej podejrzenie padło na półpasiec, ale w miarę informacji dostarczanych przez Dyrektora Wykonawczego, tamtą hipotezę jednak wykluczyła. Chciała nawet dać Głosowi Rozsądku zwolnienie z pracy, ale ten odmówił.

Jedna piguła jest ogromna. Dwie inne są już w miarę normalne. Ta najmniejsza to moja dozgonna towarzyszka - żeby tarczyca dostała syntetycznie to, czego sama nie wytworzy. Dałam ją celowo dla porównania z tymi, które od dzisiaj przez najbliższy tydzień będzie łykał Mąż.