Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 15 maja 2013

1.134. Logistyka

Dawniej rozkład PKP był zmieniany dwa razy w roku - w maju i grudniu. Teraz, żeby im się chyba za bardzo nie nudziło, obecny jest ważny dwa miesiące, a potem znowu go zmienią. Może nawet nie raz. Czemu mnie to aż tak interesuje?

Nastawiamy się z Mężem na wyjazd do Gdańska we wrześniu, jak w dwóch poprzednich latach. Wtedy poszło gładko - jednym pociągiem. Aczkolwiek dość długo - ze względu na remont torów. Ale przynajmniej dojechaliśmy w obie strony z miejsca A do miejsca B. Bez żadnej przesiadki.

Tym razem musimy kombinować inaczej, bo PKP zlikwidowało "nasze" połączenie. Nie ma ani jednego bezpośredniego na tej trasie. Jedyną opcją jest zmiana pociągu w stolicy, a to niekoniecznie mi się uśmiecha, bo jak się pierwszy spóźni i nie zdążymy na ten drugi?

Zaczęłam nawet przeglądać stronę Polskiego Busa. Kursuje, lecz także z przesiadką w Warszawie. Ceny super - konkurencyjne bardzo w porównaniu z PKP. Jest tylko jeden problem. Autokar do stolicy zatrzymuje się w pobliżu stacji Metro Młociny, a ten do Gdańska odjeżdża ze stacji Metro Wilanowska. Kto wpadł na taki "genialny" pomysł? 

Z tego, co zorientowałam się na mapie, oba miejsca dzieli piętnaście przystanków, a ponoć jakaś tam część metra ma być remontowana, czy rozbudowywana. Tramwajem to podobno około godziny drogi, więc kolejne ryzyko - tym bardziej, że Warszawy nie trawię, choć kiedyś  przecież tam studiowałam, ale to dawno było i od tamtego czasu wiele się zmieniło. Z walizkami, torbami, siatą z jedzeniem i innymi klamotami dość wolno się człowiek porusza. Szczególnie jak nie wie gdzie, co i jak, a czasu ma mało.

Inna koncepcja zakłada wyjazd w góry, na przykład do Zakopanego. Albo do Krynicy Górskiej. Albo jeszcze nie wiadomo gdzie. Warunek jest jeden - bezpośredni transport z miejsca A do miejsca B i jakieś ciekawe krajobrazowo tereny. No chyba, że zdecydujemy się z Mężem na PKP nad morze i przesiadkę w stolicy. Jeden peron od drugiego dzieli mniejsza odległość niż tamte dwie stacje metra.

PKS też wzięłam pod lupę. Obsługuje kursy do Gdańska, ale tylko w okresie wakacyjnym, więc odpada w przedbiegach. I weź tu sobie coś zaplanuj, a przecież logistyka to moja działka w tym związku małżeńskim.