Ponoć najlepsza literatura powstawała zawsze w bólu, rozpaczy i cierpieniu autora. Przynajmniej na to wychodzi jak się człowiek zagłębi w genezę co poniektórych wierszy albo powieści.
Paradoksalnie chyba łatwiej jest tworzyć w złości, żalu, poczuciu krzywdy i reszcie palety negatywnych kolorów. Ta jaśniejsza i bardziej słoneczna strona wydaje się być nijaka i niezbyt ciekawa na tle ciemności.
Odczuwalny wewnętrzny spokój, umiejętność radości z rzeczy małych, pozytywna zmiana podejścia do otaczającej rzeczywistości, szczęście i spełnienie w miłości zdają się wyciszać i tonować emocje.
Codziennie pracuję nad sobą, bo wiem, że nic nie jest mi dane na zawsze i na wieczność. Czasem to naprawdę ciężka orka na ugorze - jakkolwiek nieadekwatnie i topornie brzmi owo sformułowanie. Potykam się, przewracam, otrzepuję, wstaję. Pomylę kierunek, więc zawracam i idę w przeciwną stronę.
Dość sceptycznie podchodzę do zbitki słów "udało ci się" albo "miałaś szczęście" w kontekście przepracowania pewnych spraw. Sugerują one bowiem, że coś stało się za moimi plecami, bez mojego wpływu i udziału, a tak wcale nie jest.
Śmiało mówię więc: "dałam radę", "nie poddałam się". Nic nie zadziało się beze mnie. Za wszystkim stały moje decyzje i moje wybory. Świadome i odpowiedzialne. Warto było - mimo wszystko.
Przebaczyć z serca - polecam, choć - jak zawsze - zaboli, wkurzy, otworzy rany i poodmraża emocje. Ci, którzy wolą być zżerani przez nienawiść i zatruwani własnym jadem lepiej niech tego nie czytają.