Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 30 maja 2013

1.153. Dobro

Zaczęło się całkiem leniwie i spokojnie. Późno wstaliśmy, ale było to jak najbardziej zamierzone działanie z naszej strony. Niespieszne śniadanie i kawa. Potem czytałam Mężowi różne teksty z sieci i rozmawialiśmy poważnie o poważnych sprawach ludzkiej psychiki.

W międzyczasie leciutko i delikatnie, prawie niezauważalnie i ledwo słyszalnie kropił deszczyk za oknem. Jeszcze przed obiadem wypogodziło się, więc po posiłku wyszliśmy na długi spacer, bo już od kilku dni czaiłam się na zrobienie zdjęć makom, ale lejące się z nieba strugi przez ostatnie dni skutecznie mi to uniemożliwiały.

Jedna ławeczka, druga ławeczka, lód, frytki, a później Pepsi jako lekarstwo na mój przeciążony żołądek (pomogła - jak zawsze w takich przypadkach). Msza w ulubionej parafii. I wtedy się zaczęło. Lunęło tak, że po wyjściu nie wiedzieliśmy co robić, a do przystanku autobusowego mieliśmy kilkaset metrów i trzy kwadranse do odjazdu naszej linii.

W pobliżu kościoła stał specjalny namiot, w którym były stoły i ławki. Tam się schowaliśmy. I tak sobie siedzieliśmy, czekając aż największa nawałnica wodna minie. Akurat. Zamiast się zmniejszać, było coraz gorzej, a zeszło nam już dość długo. Mąż w końcu zadzwonił do naszego ukochanego proboszcza z prośbą o ratunek.

Ksiądz wyszedł z plebanii, wsiadł w samochód, podjechał pod namiot i zawiózł nas do domu. Dzięki niemu zmokliśmy tylko trochę, ale co się napatrzyliśmy po drodze, to tylko my wiemy. Woda płynęła prawie rzeką po ulicach. I zaczął padać grad. Momentami aż się bałam, bo nie było nic widać, a samochody jadące obok chlapały na tyle mocno, że widoczność była naprawdę niewielka.

Będąc już w domu, w ciepłe, wysuszona i bezpieczna, dziękowałam Bogu za dobre serce jeszcze lepszego człowieka.