Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 21 czerwca 2013

1.194. Nici

Czekałam dzisiaj "pod telefonem", a i tak nic z tego nie wyszło. Kolejna próba ustalenia nowego terminu wizyty będzie miała miejsce dopiero po niedzieli. W tak zwanym międzyczasie robię jednak rekonesans w gabinetach dentystycznych, bo coś mi się wydaje, że mój dotychczasowy stomatolog ma jakiś problem - i to dość poważny, bo chyba związany z alkoholem. Takie mamy razem z Mężem przypuszczenia, ale żadnej pewności, więc nic nie mówię.

Nigdy, ale to przenigdy w ciągu siedemnastu lat znajomości z panem doktorem nie zdarzały się takie rzeczy jak teraz. Owszem, prawie zawsze była obsuwa czasowa - czasem nawet dwugodzinna, ale to akurat mogę bardzo prosto wytłumaczyć - jak już ktoś siadał na fotel i decydował się na leczenie, dentysta (jak się oczywiście dało) robił tyle, na ile było finansowo stać pacjenta. A to trwać mogło dłużej niż standardowy czas przewidziany na jedną osobę. Nie przypominam sobie jednak sytuacji odwoływania umówionej wizyty - a już tym bardziej trzykrotnie w ciągu dwóch dni.

Nic to. Poczekam cierpliwie. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się jednak spotkać z moim stomatologiem i pozytywnie załatwić sprawę. Nie wiem natomiast co z Mężem, bo on jest strasznie wkurzony tym, co mnie spotkało i w przeciwieństwie do mnie nie dysponuje zbyt dużą ilością wolnego, żeby sobie tak żyć w niepewności i zawieszeniu co do ewentualnego terminu wizyty. Dlatego wspomniany wyżej rekonesans i - być może - zmiana pana w białym fartuchu.

Ale najlepiej było dzisiaj rano, kiedy to matka stwierdziła, że też musi się umówić do dentysty. Żeby była jasność - ona także jest pacjentką tego samego lekarza, co ja i Dyrektor Wykonawczy. Może więc być wesoło, chociaż w jej przypadku nieszczególnie, bo ząb podobno boli ją już od kilku dni, a rodzicielka siada na fotel tylko w sytuacjach wyjątkowych, czyli jak wytrzymać nie może, a prochy nie działają. Od prewencji się uchyla. Nie to, co ja i Mąż. My wolimy zapobiegać niż leczyć. Wychodzi o wiele taniej.

Póki co, temat stomatologiczny odwieszam na kołek, bo już mi się nie chce o nim więcej pisać. Chętniej podzielę się wrażeniami jak już będę po wizycie.